Autor Wątek: BIRTH CONTROL - OPERATION (1971/2022)  (Przeczytany 1091 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Techminator

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 733
    • Zobacz profil
BIRTH CONTROL - OPERATION (1971/2022)
« dnia: Kwiecień 19, 2024, 20:29:54 »
BIRTH CONTROL - OPERATION (1971/2022)

Wyśmienity, drugi album bardzo popularnej niemieckiej formacji - będący chyba najlepszą i najbardziej progresywną pozycją w i tak równej i godnej polecenia dyskografii zespołu!
Kilka rozbudowanych kawałków w granicach 8-10 minut (przypominającyh dokonania ciężkich Pink Floyd, Deep Purple, Atomic Rooster i ELP) - tak typowych dla niemieckiego grania z najwyższej półki!
Zremasterowane wydanie z 2022 roku.

https://artrock.pl/recenzje/52990/birth_control_operation.html

W połowie 1966 roku dwa berlińskie zespoły: The Earls i The Gents rywalizujące do tej pory ze sobą na lokalnej scenie muzycznej o względy publiczności postanowiły połączyć swe siły i powołać do życia nową grupę. Marzyły im się trasy po Niemczech i Europie. Marzyło im się nagrywanie płyt. Fani obu formacji nie mieli nic przeciwko temu zjednoczeniu. Nie mogli jednak zrozumieć jednego – dlaczego nowo powstała formacja nazwała się tak dziwnie: BIRTH CONTROL (ang. antykoncepcja)!? Ze strony muzyków była to świadoma prowokacja. Zresztą kontrowersje pozamuzyczne, przysparzające im mimo wszystko dodatkowej sławy, ciągnąc się będą za BIRTH CONTROL jeszcze długo.

Pigułka antykoncepcyjna jaką amerykanie wypuścili po raz pierwszy do powszechnego użytku w 1960 roku o nazwie Envoid, była prawdziwą bombą i szokiem dla konserwatystów, natomiast zrewolucjonizowała myślenie nowego pokolenia. Ta malutka, niepozorna z wyglądu tabletka spowodowała lawinę, która ruszyła pędem ku nieuchronnej rewolucji obyczajowej. Nagle planowanie rodziny i zapobieganie ciąży stało się pewniejsze i łatwiejsze, a seks bezpieczniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Zaraz potem pojawili się Beatlesi ze swoimi długimi za uszy włosami i „krzykliwym” rock’n’rollem; zaangażowanie USA w wojnę w południowo-wschodniej Azji zjednoczyło całe młode pokolenie na czele których stali hippisi głoszący pacyfistyczne hasła i wyznający wolną miłość… Krok po kroku rewolucja obyczajowa i seksualna stała się faktem!

Ta daleko posunięta swoboda obyczajowa i rozluźnienie moralnych rygorów poważnie zaniepokoiła Watykan. Dzieło „naprawy świata” rozpoczął jeszcze Jan XXIII, dokończył Paweł VI, który w encyklice „Humanae vitae” jednoznacznie potępił wszelką sztuczną antykoncepcję jako wynalazek szatana. Zdecydowana większość katolików jakoś zbytnio nie przejęła się „odgórnymi” zarządzeniami Kościoła i w najlepsze stosowała pigułki. Zresztą i w łonie samego Kościoła doszły głosy sprzeciwu biskupów z Kanady (tzw. „dokument z Winnipeg”), którzy otwarcie sprzeciwili się swojemu zwierzchnikowi. „Owszem, encyklika tak, ale bądźmy też liberalni!” Tego w Kościele nie było od stuleci! Zwłaszcza, że do Kanadyjczyków dołączyli inni: Amerykanie i Holendrzy. I w zasadzie do dziś nic się w tej sprawie nie zmieniło. Kolejni papieże potępiali antykoncepcję, a zdecydowana większość wiernych ignorowała to i robiła swoje.

Berlińczycy z BIRTH CONTROL od samego początku nie kryli, co myślą o „Humanae vitae”. Już sama nazwa zespołu wybrana świadomie w reakcji na encyklikę Pawła VI była rozmyślnie prowokacyjna, a do tego doszły jeszcze okładki płyt. Debiutancki krążek z 1970 roku „Birth Control” zarejestrowany dla niewielkiej wytwórni Metronome wydany był w specyficznym okrągłym opakowaniu imitującym pudełeczko z pigułkami antykoncepcyjnymi. Muzyka na tym albumie w dużej mierze oparta była na jazz rocku, choć słychać też wpływy zespołów pokroju The Doors. Zresztą jeden z utworów tej amerykańskiej grupy „Light My Fire” znalazł się na tej debiutanckiej płycie.

Wydany rok później „Operation” zdobiła jeszcze bardziej kontrowersyjna, rozkładana okładka: mrówczany potwór zjada porzucone niemowlęta. Całej scenie przygląda się zachwycony papież! Sugerowano, że z twarzy bardzo przypomina Pawła VI. Oczywiście większość sklepów odmówiła eksponowania takiej okładki na wystawie. Zespół stworzył więc alternatywną jej wersję, na której znalazła się fotografia dwóch prezerwatyw. W Niemczech jakoś to przeszło, lecz w Anglii był z tym spory kłopot. Nie mniej zamieszanie z okładką, zrobione świadomie czy też nie, okazało się doskonałym chwytem marketingowym, bowiem album sprzedał się bardzo dobrze. I aby nie skupiać się li tylko na prowokacjach grupy, kilka słów muszę powiedzieć o muzyce z tego naprawdę wyśmienitego albumu.

Można byłoby pomyśleć, że skoro BIRTH CONTROL pochodzili z Niemiec pewnie zaliczyć ich można do krautrocka, czyli niemieckiej odmiany angielskiego rocka progresywnego. Nic bardziej mylnego, choć muzycy owszem, lubili sobie od czasu do czasu poeksperymentować. Mieszali rock progresywny z hard rockiem i psychodelią, doprawionym dość specyficznym, solidnym wokalem gitarzysty Bruno Frenzela, który nie bał się wprowadzać do swego śpiewu soulowych ozdobników. Sporo w ich graniu wszechobecnych dźwięków organów Hammonda na których „wyżywał” się Reinhold Sobotta. Rzecz jasna nie brakuje tu też konkretnych, masywnych gitarowych riffów, rozpędzonych partii opartych na gitarowo-organowych wymianach, zmian tempa i nastroju. Do tego trzeba pochwalić kapitalnie współpracującą ze sobą sekcję rytmiczną, którą tworzyli basista Bernd Koschmidder i perkusista Bernd Noske pełniący także funkcję drugiego, równorzędnego wokalisty. Oczywiście muzycy prochu nie wymyślili, ale trzeba przyznać, że grali naprawdę zawodowo.

Już otwierający płytę utwór „Stop Little Lady” bardzo dobrze wprowadza w klimat całości. Jest ostry, gitarowy riff, są zmiany tempa, mocny hard rockowy śpiew z domieszką soulowych klimatów. Sobotta wydobywa ze swego Hammonda szeroką paletę barw i dźwięków grając długie organowe solo. Organy rządzą także w „Just Before The Sun Will Rise” w głównej mierze oparty na dynamicznym, galopującym rytmie. Oczywiście nie brakuje tu czadowych gitarowych popisów i śpiewu. Jednak to właśnie poczciwy Hammond wysuwa się przed pozostałych na plan pierwszy i to on decyduje o kolorycie całości. Reinhold Sobotta oprócz szalonych popisów na organach zasiada także do fortepianu w wyśmienitym protest-songu „The Work Is Done” (w którym wykorzystany został motyw z „Etiudy Rewolucyjnej” Chopina) i w finałowej, rozbudowanej kompozycji „Let Us Do It Now” gdzie po długiej, klasycyzującej introdukcji pojawia się piękna fortepianowa ballada rozwijająca się w podniosłą kompozycję. Na koniec klawiszowiec dodatkowo sięga po melotron, całość ubarwiają efektowne orkiestracje, zaś Bruno Frenzel daje upust swym soulowym ciągotom! Świetne zakończenie albumu. Ale w środku mamy jeszcze perełkę w postaci „Flesh And Blood” zbudowaną na całkiem chwytliwym motywie z wokalnym dwugłosem Frenzela i Noskego. Fajnie przeplatają się tu partie gitarowe i organowe, które ładnie się nawzajem uzupełniają. Jest też próbka flirtu z czarną, funkującą muzyką w „Pandemonium”, do którego pasują te soulowe naleciałości w głosie wokalisty. Na początku lat 70-tych dopadło to wielu hardrockowców z różnym jak wiemy skutkiem. BIRTH CONTROL ten egzamin zdali pomyślnie.

Kompaktowa reedycja albumu „Operation” wydana przez Repertoire Records zawiera kilka interesujących singlowych nagrań. I tak „Hope” to zgrabnie zmieszany rock, organowe szaleństwa i elementy soulu. „Rollin” – rockowe boogie ze stylowymi fortepianowymi ozdobnikami Sobotty. Z kolei „What’s Your Name” oparty jest na mocnym gitarowym riffie, a piosenka o uroczym tytule „Believe In The Pill” to prosty czadowy hard rock.

Zibi

..::TRACK-LIST::..

1. Stop little lady 7:16
2. Just before the sun will rise 7:35
3. The work is done 5:56
4. Flesh and blood 3:27
5. Pandemonium 6:34
6. Let us do it now 11:09

..::OBSADA::..

Bruno Frenzel - guitar, vocals
Reinhold Sobotta - organ
Bernd Koschmidder - bass
Bernd Noske - drums, vocals

https://www.youtube.com/watch?v=g-zpawK8D6A
Hasta la vista, baby!