Autor Wątek: TRK PROJECT - ODYSSEY 9999 (2023) cz.2  (Przeczytany 405 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Techminator

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 733
    • Zobacz profil
TRK PROJECT - ODYSSEY 9999 (2023) cz.2
« dnia: Styczeń 31, 2024, 18:29:49 »
TRK PROJECT cz.2

Podobnie jak w “Penelope” i tu na początku króluje fortepian, któremu towarzyszy gitara akustyczna oraz nastrojowa sekcja rytmiczna. W refrenie Ryszard dołącza z gitarą elektryczną, a po nim Marcin prezentuje cudownej urody solo, którego nie powstydziliby się Gilmour z Latimerem.

Było łagodnie, a teraz pora na jedno z najbardziej dynamicznych nagrań – „Ithaca”. Soczysty bas Krzysztofa, precyzyjna gra Grzegorza Fiebera na perkusji, gitarowy wstęp Ryszarda, a po nim pierwsze solo Marcina. Po pierwszym refrenie słyszymy krótkie solo na Hammondach, słowom śpiewanym przez Łukasza Gałęziowskiego: “So the game's begun and the champion's won. King Odysseus brave. The throne is his again” towarzyszy interesujące klawiszowe zagranie, po którym ponownie na scenę wkracza Marcin ze swoją gitarą.

Podróż Odyseusza zakończyła się. Nareszcie mógł wziąć w ramiona swoją ukochaną żonę Penelopę, a dzięki swemu sprytowi pozbył się wszystkich uzurpatorów czyhających na jego tron. W pełniącym rolę intro nagraniu „Twelve Spaceships” zaśpiewał Stuart Nicholson i on też ubarwia swym głosem epilog w postaci pieśni „Odysseus”:

“Ten years of adventure came to a happy end

And Odysseus got back to his faithful wife

He was a valiant chief and such a loyal friend

We felt proud he'd stayed alive



Captain, stop your spaceship, we are home at last

Home at last

It's time to cool the engines, bow down to the stars

to the stars”.

Początkowo jej warstwa muzyczna opiera się na brzmieniach fortepianu i gitary akustycznej połączonych z subtelnym klawiszowym tłem. Po chwili dołącza Łukasz Płatek ze swoim saksofonem tenorowym oraz millenijna sekcja rytmiczna. Śpiew Stuarta w zwrotkach jest bardziej spokojny, nastrojowy, by w refrenie minimalnie przybrać na sile. Mamy tu miejsce na wyciszenie z piękną partią fortepianu spowitą podkładem zagranym na gitarze akustycznej oraz, w dalszym fragmencie, zagrywki Marcina towarzyszące wokaliście, które potem przyjmują postać, ostatniej już na płycie, solówki. W finale słyszymy ponownie fortepian, a Stuart kończy opowieść żegnając się ze słuchaczami:

“The mist of time will cover and erase

The memories of what was yesterday

We shall be gone forever in a while

The journey's over, so goodbye”.

To już szósta pozycja w dyskografii tRKproject. Ryszard Kramarski przyzwyczaił nas, że każda płyta tej formacji trzyma wysoki poziom. Nie inaczej jest i tym razem. Powiem więcej, tu szef Lynx Music wszedł na jeszcze wyższy poziom. To najdłużej dopieszczana płyta w całej jego karierze. Powstawała od stycznia do sierpnia tego roku, zaangażowana została największa liczba muzyków od czasu debiutu Millenium z 1999 roku. Co warte podkreślenia, ilość zdecydowanie przełożyła się na jakość. Ryszard potrafił okiełznać te wszystkie osobowości i stworzyć niezwykle spójne i bardzo przejmujące dzieło zarówno pod względem wykonawczym jak i produkcyjnym, gdzie jedna pieśń płynnie przechodzi w kolejną. To także fantastycznie (to dobre słowo) dopracowane wydawnictwo pod względem wizualnym. Każda z grafik Marcina Chlandy to majstersztyk sam w sobie, począwszy od frontu okładki, przez jej rewers, aż po niesamowite ilustracje stworzone do poszczególnych utworów. Nie będę się tu o nich rozpisywał, niech każdy zobaczy to na własne oczy. Ja mogę zapewnić, że warto. Już czekam na edycję winylową, bo tam te dzieła zabłysną w należnym im formacie.

Ryszard zebrał niesamowitą plejadę uznanych gwiazd rodzimego (i nie tylko) prog rocka i z ich pomocą stworzył wspaniały koncept, który bez wątpienia zapisze się dużymi literami w annałach muzyki progrockowej. To jedna z najciekawszych pozycji w całej jego dyskografii firmowanej nazwami Millenium, Framauro i tRKproject i zaryzykuję stwierdzenie, że obok debiutu („The Little Prince”), do którego mam niesamowity sentyment, to najlepsze dzieło tej ostatniej formacji. Ciężko to będzie przebić, ale lider tych wszystkich grup nie raz udowodnił, że słowo niemożliwe dla niego nie istnieje. O tym przekonamy się zapewne za jakiś czas, a tymczasem polecam włączyć opowieść o Odyseuszu i jego niesamowitej determinacji, by wrócić do swojej ukochanej Penelopy. Bo poza przedstawieniem przygód, jakie spotkały kapitana kosmicznego statku, to przede wszystkim jest niesamowita miłosna historia namalowana pełną paletą progrockowych barw. Na dodatek zakończona happy endem. Na mojej prywatnej liście wskakuje do najbardziej ścisłej czołówki ulubionych płyt tego roku.

Tomasz Dudkowski

Od lat śledzę muzyczną działalność Ryszarda Kramarskiego recenzując na naszych łamach kolejne wydawnictwa jego formacji i projektów. Nie ukrywam też, że do wielu z tych albumów, czy nagrań mam spory sentyment i chętnie do nich wracam. Niemniej od jakiegoś czasu już nie czekam na kolejne wydawnictwa tego krakowskiego artysty z wypiekami na twarzy. Być może to efekt jakiejś wewnętrznej zmiany i poszukiwania w muzyce pewnej odmienności, a tym samym swoistego znużenia materiału. A może najzwyczajniej przesytu, wszak nie da się ukryć, że Kramarski jest niezwykle pracowity i płodny jeśli chodzi o kolejne wydawnictwa. A te, publikowane dość regularnie pod szyldem Millenium, tRKproject czy Framauro, wielkiej stylistycznej rewolucji nie przynoszą. Tym bardziej, że w poszczególne przedsięwzięcia zaangażowani są często ci sami muzycy.

Mimo tego, ostatnie wydawnictwo tRKproject jest warte zauważenia i to z kilku powodów. Zacznę jednak od pewnych pryncypiów. To już szósta płyta w dorobku tego solowego projektu lidera Millenium, która tradycyjnie jest konceptem opartym na znanej literackiej pozycji. Tym razem Kramarski sięgnął po Homerową Odyseję, osadzając wszak słynny powrót Odyseusza do swojej wiernej żony Penelopy w… przyszłości. Stąd tytuł Odyssey 9999 i naprawdę atrakcyjna, mocno futurystyczna, szata graficzna z pracami Marcina Chlandy. Wielkich zaskoczeń nie ma też jeśli chodzi o muzykę. To w dalszym ciągu neoprogresywny rock utrzymany w nieśpiesznych tempach z doskonale znanymi już z twórczości Ryszarda Kramarskiego zagrywkami i rozwiązaniami. Ładnymi i ciepłymi melodiami oraz fajnymi solowymi popisami gitarowymi, które tym razem wydobywają ze swoich instrumentów Marcin Kruczek (co oczywiste) ale też i... znany z Millenium, Piotr Płonka. Przy tej okazji, warto wspomnieć, że na Odyssey 9999 pojawia się w komplecie niedawny – chciałoby się napisać „żelazny” – skład Millenium, który trzy lata temu nagrał album The Sin.

Co w takim razie podnosi wartość tego wydawnictwa? Zaskakujący goście i kompozycje, w których się pojawiają. Zacznę od wokalisty Galahad, Stuarta Nicholsona, który śpiewając w otwierającym całość Twelve Spaceships i zamykającym płytę Odysseus, niejako spina płytę pewną klamrą. Do tego, sympatycznie jest posłuchać Stu, obdarzonego wszak bardzo specyficzną barwą głosu, w kompletnie odmiennym, muzycznym entourage’u. Ucieszyłem się ogromnie, że po kilku latach przerwy u boku Kramarskiego usłyszałem mojego ulubionego wokalistę Millenium, Łukasza Gałęziowskiego. Niewątpliwie, jego partie w Cyclops Cave i Ithaca są ozdobą tych kompozycji. Największą jednak wartością dodaną tej płyty jest wokalistka Anna Batko (Albion, Hipgnosis) i jej kreacje w Penelope i The Killing Songs of Sirens. Szczególnie ten pierwszy utwór jest prawdziwą perłą albumu! Cudowne wokalizy (ze stylowym pogłosem) położone na delikatnej figurze pianina w tle, z lekko budzącym się basem, po prostu urzekają, tworząc niezwykły, oniryczny klimat. Skumulowane emocje w pewnym momencie wybuchają wraz z wejściem perkusji i malowniczym solo Marcina Kruczka. Gwoli pewnego kronikarskiego obowiązku dodam tylko, że na płycie mamy jeszcze czwartego wokalistę, Marka Smelkowskiego (ex-Millenium), którego zawsze będę wiązać z ujmującymi interpretacjami na albumie Krzysztofa Lepiarczyka, Jakżeż ja się uspokoję… Calypso Nymph, w którym się tu pojawia, jest chyba drugim, po Penelope, moim ulubionym utworem.

To dobry album, w naszej ArtRockowej skali przyporządkowany liczbie 7. Jednak dla fanów twórczości tego krakowskiego projektu, myślę że 9 będzie pewnym minimum. Bo to naprawdę jeden z najlepszych krążków nagranych przez tRKproject. Zatem… „krakowskim targiem” dam osiem gwiazdek. I polecam rzecz Państwa uwadze.

Mariusz Danielak

WOW co za okładka! To pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie, gdy światło dzienne ujrzały informacje o „Odyssey 9999”, czyli nowym wydawnictwie TRK PROJECT. To bez wątpienia jedna z najciekawszych okładek płyt spośród tych, które wyszły nakładem Lynx Music… a to dopiero początek, bo każdemu utworowi towarzyszy dedykowana grafika i one robią nie mniejsze wrażenie!

Skoro była mowa o stronie wizualnej to przejdźmy do sedna, czyli muzyki, bo to jednak ona odgrywa tu najistotniejszą rolę. Zaszły pewne zmiany. Nie ma już Karoliny Leszko ani Dawida Lewandowskiego (został wokalistą Millenium), a więc osób, które do tej pory odpowiadały za partie wokalne na albumach projektu. Mamy za to gości, a są nimi: Ania Batko (Albion, Hipgnosis), Stuart Nicholson (Galahad), Marek Smelkowski (Padre, przez krótki czas śpiewał też w Millenium) oraz Łukasz Gałęziowski (wieloletni wokalista Millenium). Znakomicie wypadły zaśpiewane przez Anię Bato a „Penelope” i „The Killing Songs Of Sirens” to popis jej kusztu wokalnego. Oba klimatyczne i nastrojowe a drugi z wymienionych z kapitalnych refrenem. Podobnie ma się rzecz z „The Curse Of Circe” oraz „Calypso Nymph” gdzie swojego głosu użyczył Marek Smelkowski. To, że ma niezwykły głos to wiadomo nie od dziś, ale w połączeniu z dynamicznym a momentami wręcz agresywnymi dźwiękami „The Curse Of Circe” stworzył on mieszankę iście wybuchową (w mojej ocenie to najlepszy utwór na płycie). Dla odmiany „Calypso Nymph” cudownie buja. „Cyclops Cave” i „Ithaca” to czas Łukasza Gałęziowskiego i uświadamiają one słuchaczowi jak bardzo brakuje go w Millenium (nie żebym nie lubił głosu Dawida bo to dobry wokalista, ale Gal to Gal). Moc w głosie i ekspresja w nieco dynamiczniejszych utworach to jego znak rozpoznawczy. Na koniec zostawiam Stuarta Nicholsona, który pojawił się w otwarciu i zamknięciu wydawnictwa, czyli utworach „Twelve Spaceships” oraz „Odysseus”. To porządne utwory, godne swojego miejsca na tym wydawnictwie, choć muszę przyznać, ze pozostałe jednak nieco bardziej do mnie trafiły.

Płyta, jak zwykle dla Lynx Music, nienagannie brzmi a to co wyprawia tu duet gitarowy Marcin Kruczek, Piotr Płonka to miód dla fanów pięknych solówek. Swoje dokłada też Łukasz Płatek, który zagrał tu na saksofonie.

„Odyssey 9999” to kawał muzy. Może i najlepszy album TRK PROJECT. Zaproszeni goście jak i ojciec założyciel, Ryszard Kramarski zrobili robotę i wiem, że będę do niego wracał.

Piotr Michalski
« Ostatnia zmiana: Styczeń 31, 2024, 18:31:41 wysłana przez Techminator »
Hasta la vista, baby!