Ostatnie wiadomości

Strony: [1] 2 3 ... 10
1
Muzycy / BILL BRUFORD'S EARTHWORKS - BILL BRUFORD'S EARTHWORKS COMPLETE (2019) [LIVE IN S
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Techminator dnia Grudnia 19, 2024, 00:19:35  »
BILL BRUFORD'S EARTHWORKS - BILL BRUFORD'S EARTHWORKS COMPLETE (2019) [LIVE IN SANTIAGO (2002)]

After the dissolution of KING CRIMSON (80's edition), Bill BRUFORD recruited sax player Iaian Ballamy, keyboardist, horn and trumpet player Django Bates and acoustic bass player Mick Hutton to form EARTHWORKS - a perfect platform to showcase his true passion: jazz. Apart from BRUFORD, EARTHWORKS's latest incarnation featured Tim Garland on sax, flute and bass clarinet, Steve Hamilton on piano and Mark Hodgson on bass. The band is credited with six studio albums, two live cd's and one compilation disk.

BRUFORD himself considers their first album (the eponymous 1987 "Earthworks") one of the highlights of his career and perhaps rightly so. Even though it is very much a product of the jazz genre, the eclecticism of influences including world music elements, the varied structures and moods of the compositions, and the dynamic musicianship make this as progressive an album as one can get. With "The Sound of Surprise" released in 2001, however, the band seems to have ditched electronic sound sculptures in favour of a more traditional jazz kit; as a result, the music reaches an almost cool, hard-bop and old-school fusion, not unlike what post-boppers were doing before BRUFORD joined YES in 1968. This album, along with the subsequent studio release "The Sound of Surprise" in 2001, isn't exactly cutting edge or innovative but still quite likeable.

If you don't like jazz, stay away from this band. If you do, their first studio album comes highly recommended. If you want to hear BRUFORD and the boys hit on all cylinders, you can't go wrong with their 1994 "Stamping Ground - Live" album.

Po rozwiązaniu KING CRIMSON (edycja z lat 80.), Bill BRUFORD zwerbował saksofonistę Iaiana Ballamy'ego, klawiszowca, trębacza i waltornistę Django Batesa oraz basistę akustycznego Micka Huttona, aby utworzyć EARTHWORKS - idealną platformę do zaprezentowania swojej prawdziwej pasji: jazzu. Oprócz BRUFORD, w najnowszej inkarnacji EARTHWORKS wystąpili Tim Garland na saksofonie, flecie i klarnecie basowym, Steve Hamilton na pianinie i Mark Hodgson na basie. Zespół ma na swoim koncie sześć albumów studyjnych, dwa koncertowe CD i jedną płytę kompilacyjną.

Sam BRUFORD uważa ich pierwszy album (tytułowy „Earthworks” z 1987 r.) za jeden z najważniejszych momentów swojej kariery i być może słusznie. Mimo że jest to w dużej mierze produkt gatunku jazzowego, eklektyzm wpływów, w tym elementów muzyki świata, zróżnicowane struktury i nastroje kompozycji oraz dynamiczna muzykalność sprawiają, że jest to tak progresywny album, jak to tylko możliwe. Jednak wraz z wydaniem „The Sound of Surprise” w 2001 roku zespół wydaje się porzucać elektroniczne rzeźby dźwiękowe na rzecz bardziej tradycyjnego zestawu jazzowego; w rezultacie muzyka osiąga niemal chłodny, hard-bopowy i oldschoolowy fuzję, nie inaczej niż to, co robili post-bopperzy, zanim BRUFORD dołączył do YES w 1968 roku. Ten album, wraz z późniejszym wydaniem studyjnym „The Sound of Surprise” w 2001 roku, nie jest dokładnie nowatorski ani innowacyjny, ale nadal całkiem przyjemny.

Jeśli nie lubisz jazzu, trzymaj się z daleka od tego zespołu. Jeśli lubisz, ich pierwszy album studyjny jest wysoce zalecany. Jeśli chcesz usłyszeć BRUFORD'A i chłopaków grających na najwyższych obrotach, koniecznie sięgnij po ich album „Stamping Ground - Live” z 1994 roku.

..::TRACK-LIST::..

Live In Santiago:
1. Turn And Return 2:48
2. Revel Without A Pause 8:24
3. Bajo Del Sol 8:18
4. Modern Folk 6:14
5. Come To Dust 8:05
6. Triplicity 8:22
7. Seems Like A Lifetime Ago Pt. 1 2:42
8. One Of A Kind 8:05
9. The Wooden Man Sings And The Stone Woman Dances 7:49
10. Beelzebub 3:41
11. Footloose And Fancy Free 7:13

..::OBSADA::..

Saxophone [Saxophones], Bass Clarinet - Tim Garland
Acoustic Bass - Mark Hodgson
Drums - Bill Bruford
Keyboards - Steve Hamilton

https://www.youtube.com/watch?v=KOPmFmpZbRM
2
Zespoły / HYPNOS 69 - THE INTRIGUE OF PERCEPTION (2004)
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Techminator dnia Grudnia 19, 2024, 00:14:18  »
HYPNOS 69 - THE INTRIGUE OF PERCEPTION (2004)

A Belgian act from Diest, originally started as Starfish back in 1994, found by guitarist/singer Steve Houtmeyers, bassist/keyboardist Tom Vanlaer and drummer Dave Houtmeyers.The next year they changed their name to Hypnos 69 and debuted in 2000 with a 10'' vinyl EP, followed two years later by the full-length work ''Timeline traveller''.The next year, with new member Steven Marx on sax and keyboards, they released ''Promise of a new moon'', both albums were issued on Rocknrollradio and are good examples of Heavy/Psychedelic Rock.Hypnos 69 then signed with the German record label ElektroHasch and in 2004 comes the third album of the group ''The intrigue of perception'', recorded in April/May 2004 at Artsound Studio in Houthalen.
On this third work Hypnos 69 had fully transformed to a Heavy/Psych/Prog Rock group, splitting their sound between modern Prog ala PORCUPINE TREE and vintage inspirations, including KING CRIMSON, MARSUPILAMI and VAN DER GRAAF GENERATOR.Their sound still included lots of abstract, jamming parts with a strong psychedelic flavor, but their horizons had fully opened with the addition of Steven Marx, who strengthened their sound with his competitive keyboard work and his frenetic sax introductions.Low tempo jamming solos, jazzy vibes and hypnotic grooves are basic ingredients of their music, which is now also led by huge Mellotron waves, smooth electric pianos and haunting sax lines similar to DAVID JACKSON's work or even DIDIER MALHERBE's of GONG fame.This way Hypnos 69's musicianship obtains an obscure, slightly dark and fairly adventurous contrast with plenty of instrumental madness contained.These elements appear mostly in the longer tracks, which alternate between narcotic moves and heavier tones, the shorter ones are straighter, mostly with powerful guitar parts, even reminding a bit of KANSAS or URIAH HEEP'S more accesible material.However you shouldn't get fooled by the length of the last track ''Absent Friends'', which lasts for about 5 minutes, followed by 20 minutes of silence, in a really dull choice by the group.

File along other Retro-influenced Psych/Prog groups like ASTRA, DIAGONAL or CRANIUM PIE.And definitely interesting music for most of the way.Recommened.

Belgijski zespół z Diest, pierwotnie założony w 1994 roku pod nazwą Starfish, założony przez gitarzystę/wokalistę Steve'a Houtmeyersa, basistę/klawiszowca Toma Vanlaera i perkusistę Dave'a Houtmeyersa. W następnym roku zmienili nazwę na Hypnos 69 i zadebiutowali w 2000 roku 10-calową winylową EP-ką, po której dwa lata później wydali pełnometrażowy album „Timeline traveller”. W następnym roku, z nowym członkiem Stevenem Marxem na saksofonie i klawiszach, wydali „Promise of a new moon”, oba albumy zostały wydane w Rocknrollradio i są dobrymi przykładami ciężkiego/psychodelicznego rocka. Hypnos 69 podpisał następnie kontrakt z niemiecką wytwórnią płytową ElektroHasch, a w 2004 roku ukazuje się trzeci album grupy „The intrigue of perception”, nagrany w kwietniu/maju 2004 roku w Artsound Studio w Houthalen. W tym trzecim utworze Hypnos 69 całkowicie przekształcił się w grupę Heavy/Psych/Prog Rock, dzieląc swoje brzmienie pomiędzy nowoczesnym Prog ala PORCUPINE TREE i inspiracjami vintage, w tym KING CRIMSON, MARSUPILAMI i VAN DER GRAAF GENERATOR. Ich brzmienie nadal zawierało wiele abstrakcyjnych, jammowanych części z silnym psychodelicznym posmakiem, ale ich horyzonty zostały w pełni otwarte po dołączeniu Stevena Marxa, który wzmocnił ich brzmienie swoją konkurencyjną grą na klawiszach i frenetycznymi wejściami saksofonu. Jamowe solówki w wolnym tempie, jazzowe wibracje i hipnotyczne groove'y to podstawowe składniki ich muzyki, która jest teraz prowadzona również przez potężne fale Mellotronu, gładkie pianina elektryczne i hipnotyzujące linie saksofonu podobne do twórczości DAVIDA JACKSONA, a nawet DIDIER MALHERBE'A, sławnego z GONGU. W ten sposób muzykalność Hypnos 69 uzyskuje niejasny, nieco mroczny i dość awanturniczy kontrast z mnóstwem instrumentalnych szaleństwo. Te elementy pojawiają się głównie w dłuższych utworach, które naprzemiennie przeplatają się z narkotycznymi ruchami i cięższymi tonami, krótsze są bardziej proste, głównie z mocnymi partiami gitary, przypominającymi nawet trochę bardziej przystępny materiał KANSAS lub URIAH HEEP. Jednak nie daj się zwieść długości ostatniego utworu ''Absent Friends'', który trwa około 5 minut, po czym następuje 20 minut ciszy, w naprawdę nudnym wyborze grupy.

Dołącz do innych grup psych/prog z wpływami retro, takich jak ASTRA, DIAGONAL lub CRANIUM PIE. I zdecydowanie interesująca muzyka przez większość drogi. Polecane.

apps79

..::TRACK-LIST::..

1. The Endless Void 07:47
2. Good Sinner - Bad Saint 09:55
3. Third Nature 06:27
4. Twisting the Knife 04:20

The Intrigue of Perception:
5. Islands on the Sun 03:02
6. The Next Level 04:38
7. Castle in the Sky 07:26

8. Absent Friends 25:24

..::OBSADA::..

Steve Houtmeyers - electric & acoustic guitars, vocals, theremin, space echo
Tom Vanlaer - bass, Moog Taurus, Hammond, Fender Rhodes
Dave Houtmeyers - drums, percussion, timpanis, glockenspiel, KorgMS20, MS50, SQ10
Steven Marx - tenor & bariton saxophone, Fender Rhodes, Hammond, mellotron, clarinet

https://www.youtube.com/watch?v=yyYC56c3zdU
3
Muzycy / MIECZYSŁAW KOSZ - DEBIUT. JAZZ JAMBOREE '67+'68 (2024)
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Techminator dnia Grudnia 19, 2024, 00:10:53  »
MIECZYSŁAW KOSZ - DEBIUT. JAZZ JAMBOREE '67+'68 (2024)

Postać Mieczysława Kosza, niewidomego pianisty, który miał szansę zaistnieć na scenie jazzowej na przestrzeni zaledwie kilku lat, wciąż przyciąga uwagę słuchaczy i muzyków. Jego koncerty pamiętają już tylko najstarsi, płyt jak dotąd ukazało się niewiele, zatem każde wydawnictwo z materiałem nieznanym bądź zapomnianym, staje się wydarzeniem.

I jest nim z pewnością nowy album Polskiego Radia z zapisem dwu występów pianisty, zarejestrowanych w Sali Kameralnej (1967) i Sali Koncertowej (1968) Filharmonii Narodowej w ramach festiwali Jazz Jamboree.

Kosz grał standardy (Israel, Summertime, Yesterdays), parafrazę chopinowskiego Preludium c-moll oraz trzy kompozycje własne (Złudzenie, Sygnały, Wspomnienie, Bajka). Nie krył wówczas fascynacji stylem i poetyką Billa Evansa, co znajdowało wyraz m.in. w narracji, sposobie prowadzenia frazy, harmonii i może przede wszystkim w jakości dźwięku. Głównie w standardach, które w tamtych latach stanowiły dla każdego pianisty jazzowego repertuar obowiązkowy.

Ale równie intrygujące i dla wielu słuchaczy najciekawsze są kompozycje Kosza, w których daje upust swojej wyobraźni i swoim emocjom. Rozpięte niekiedy na szerokim łuku, zwiastowały kierunek, w jakim mógł podążyć w przyszłości. Potwierdzają to słowa pianisty, przytoczone w opisie płyty: "Lubię utwory o charakterze monumentalnym. Takie utwory, z dużym zróżnicowaniem dynamicznym i bogactwem środków artykulacyjnych chciałbym komponować w przyszłości".

Los nie pozwolił mu zrealizować tych planów, ale sam kierunek, w którym podążał, a który możemy dziś kojarzyć choćby ze szkołą późnego Ahmada Jamala, zaowocował w twórczości następnego pokolenia polskich pianistów jazzowych. Ten album powinien znaleźć się na półkach wielu słuchaczy, niekoniecznie znawców jazzu.

..::TRACK-LIST::..

Nagrano w Sali Kameralnej Filharmonii Narodowej w Warszawie 13. października 1967 roku
1. Israel (John Carisi)
2. Preludium c-moll op. 28 (Fryderyk Chopin)
3. Złudzenie (Mieczysław Kosz)
4. Summertime (George Gershwin, Ira Gershwin)

Nagrano w Sali Koncertowej Filharmonii Narodowej w Warszawie 19. października 1968 roku.
5. Sygnały (Mieczysław Kosz)
6. Wspomnienie (Mieczysław Kosz)
7. Yesterdays (Jerome Kern, Otto Harbach)
8. Bajka (Mieczysław Kosz)

..::OBSADA::..

Mieczysław Kosz - fortepian
Janusz Kozłowski - kontrabas
Sergiusz Perkowski - perkusja

https://www.youtube.com/watch?v=7I4AvCjGCjE[/i]]https://www.youtube.com/watch?v=7I4AvCjGCjE
4
Muzycy / LECH JANERKA - PIOSENKI (1989/2024) [SACD HYBRID]
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Techminator dnia Grudnia 19, 2024, 00:08:25  »
LECH JANERKA - PIOSENKI (1989/2024) [SACD HYBRID]

Limitowana edycja albumu Lecha Janerki „Piosenki” (SACD Hybrid) wydana w limitowanym nakładzie, w cyklu „Polskie Nagrania catalogue selections”. Jest to pierwsza w Polsce edycja tej płyty zrealizowana w formacie SACD (Super Audio Compact Disc).

"Piosenki" zostały zarejestrowane w 1987 roku. To drugi solowy album Lecha Janerki - ikony polskiej sceny muzycznej, wprowadza nas w świat, w którym szarość codzienności spotyka się z eksplozją twórczej energii. Pamiętasz ponury Wrocław z tamtych lat? A może zgiełk kolorowego Krakowa, w którym Janerka nagrywał album? Oto niezwykła muzyczna historia, która zaczęła się od nocnej improwizacji i trwa w ponadczasowych piosenkach!
Album jest eksplozją emocji od hipnotyzujących melodii po energetyczne utwory, każdy kawałek to odrębna historia. Wśród przebojów znajdują się: „Niewalczyk”, „Paragwaj” i wiele innych ważnych dla polskiej muzyki rockowej utworów. W książeczce edycji znajduje się obszerny tekst odsłaniający kulisy powstania albumu.

Pierwszy raz w Polsce klasyka polskiej muzyki rozrywkowej ukazuje się na nośniku SACD. Cykl zawiera najważniejsze płyty z katalogu Polskich Nagrań, które zostały na nowo zremasterowane i wydane z niespotykaną dotąd starannością w formacie SACD. Wybór tego formatu jest ukłonem w stronę audiofilów.

Reedycja najważniejszych płyt w formacie SACD, ze względu na dostępność archiwów Polskich Nagrań w postaci analogowych taśm matek, jest naturalnym wyborem umożliwiającym najdoskonalsze zbliżenie się albumów do analogowego oryginału wynosząc je na niespotykany dotąd na polskim rynku muzycznym poziom.
W celu zapewnienia pełnej zgodności ze standardowymi odtwarzaczami płyt CD, niniejszy seria SACD została wykonana jako hybrydowa i zawiera dodatkową warstwę danych w formacie CD Audio, czytaną przez wszystkie odtwarzacze CD. Częstotliwość próbkowania strumienia danych DSD wykorzystywanego na płytach SACD jest 64 razy wyższa niż na płycie audio CD i wynosi 2,824MHz.

..::TRACK-LIST::..

1. Bomb 3:20
2. Bądźmy Dziećmi 3:07
3. 6 Dni Tygodnia 4:15
4. Wszyscy Inteligentni Mężczyźni Idą Do Wywiadu 2:02
5. Paragwaj 4:56
6. Jutro Będę W N.Y. (Z Tobą) 1:30
7. Bez Kolacji 3:20
8. Niewalczyk 3:33
9. Piosenki Wigilijne 3:28
10. Leniwie Lecąc (Piosenka Dla Martina R.) 3:50
11. Piosenka Dla Żywych 4:30
12. Urodziny 0:59

..::OBSADA::..

Vocals, Bass Guitar, Guitar - Lech Janerka
Guitar - Krzysztof Pociecha
Keyboards, Choir - Janusz Grzywacz
Cello - Bożena Janerka

https://www.youtube.com/watch?v=5-ffzuwsXJI
5
Muzycy / JOHNNY CASH - THE FABULOUS JOHNNY CASH (1958/2014)
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Techminator dnia Grudnia 18, 2024, 23:26:37  »
JOHNNY CASH - THE FABULOUS JOHNNY CASH (1958/2014)

The Fabulous Johnny Cash is the second studio album by American country singer Johnny Cash and his first to be released by Columbia Records. The album was released on November 3, 1958, not long after Cash's departure from Sun Records.

The album features five tracks written by Cash and backing vocal performances by The Jordanaires (who at this time were also regulars on Elvis Presley's recording sessions for RCA Records). Overall, even though the album is only 29 minutes in length, it is considered one of Cash's most cohesive pieces. This is largely because his sessions with Columbia were completed over a two-month period. That is greatly reduced when compared to the year by year sessions by Sun Records.

The Fabulous Johnny Cash to drugi album studyjny amerykańskiego piosenkarza country Johnny'ego Casha i pierwszy wydany przez Columbia Records. Album został wydany 3 listopada 1958 roku, niedługo po odejściu Casha z Sun Records.

Album zawiera pięć utworów napisanych przez Casha i wokale wspierające The Jordanaires (którzy w tym czasie byli również stałymi uczestnikami sesji nagraniowych Elvisa Presleya dla RCA Records). Ogólnie rzecz biorąc, mimo że album ma tylko 29 minut, jest uważany za jeden z najbardziej spójnych utworów Casha. Wynika to głównie z faktu, że jego sesje z Columbia trwały dwa miesiące. To znacznie mniej w porównaniu z sesjami Sun Records z roku na rok.

..::TRACK-LIST::..

1. Run Softly Blue River
2. Frankie's Man Johnny
3. That's All Over
4. The Troubador
5. One More Ride
6. That's Enough
7. I Still Miss Someone
8. Don't Take Your Guns to Town
9. I'd Rather Die Young
10. Pickin' Time
11. Shepherd of My Heart
12. Supper Time

13. The Story of a Broken Heart (1960 - Bonus Track)

..::OBSADA::..

Johnny Cash - lead vocals, acoustic rhythm guitar
The Jordanaires - background vocals
Luther Perkins - lead guitar
Marshall Grant - bass
Marvin Hughes - piano
Morris Palmer - drums
Buddy Harman - drums on 'Supper Time'
Don Helms - steel guitar

https://www.youtube.com/watch?v=IO8ZvkzYhiE
6
Muzycy / JOHNNY CASH - HYMNS BY JOHNNY CASH (1959/2014)
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Techminator dnia Grudnia 18, 2024, 23:23:47  »
JOHNNY CASH - HYMNS BY JOHNNY CASH (1959/2014)

In this inspiring collection, Johnny Cash turns his attention from the popular songs that have made him one of the brightest stars of today to the simpler songs of faith and devotion, presenting a program that combines religious feeling with music in splendid fashion. There are many fine hymns to choose from, and sometimes the old favorites are too often chosen, at the expense of the excellent new religious songs being written every day. For this program, Johnny Cash has chosen a few old favorites and some splendid new creations, including several he composed himself.

Johnny Cash, in fact, began his remarkable career as a composer, jotting down musical ideas that occurred to him. He started out in his home town of Dyess, Arkansas, singing with his friends and in church, and, after the army, attended radio school. It was there that his interest in music really flowered, and he began to take his pastime seriously. As last he gathered together a few of his songs and started to call on record companies, and within a short time was signed not only as a composer but as a performer as well. His first four songs were all big hits, as were several subsequent numbers, and his records shot to the top of the best-seller lists. He joined the cast of the Grand Ole Op’ry, working with such stars as Marty Robbins, Carl Perkins and Ray Price, and then, with a movie career in the offing, moved to Hollywood, where he lives today, with his wife and three small daughters.

Here he is heard in his selection of hymns, singing them reverently and fervently, and investing them with deep meaning. Among the songs are It Was Jesus, formerly called Who Was It and the ever-moving Swing Low, Sweet Chariot, sung in his own arrangement. The hymns which he himself has written included It was Jesus, Are All the Children In (written with Oliver Greene), The Old Account, I Called Him (written with E. Roy Cash, Sr.), He’ll Be a Friend and Lead Me, Father. No one can listen to Johnny Cash singing these hymns, or the others in this program, without sensing at once the warm blend of artistry and sincerity that has so quickly made him a star, and no one can listen without sharing in that sincerity.

W tej inspirującej kolekcji Johnny Cash zwraca uwagę od popularnych piosenek, które uczyniły go jedną z najjaśniejszych gwiazd współczesności, na prostsze piosenki o wierze i oddaniu, prezentując program, który łączy uczucia religijne z muzyką w wspaniały sposób. Jest wiele wspaniałych hymnów do wyboru, a czasami zbyt często wybierane są stare ulubione utwory, kosztem doskonałych nowych pieśni religijnych pisanych każdego dnia. Do tego programu Johnny Cash wybrał kilka starych ulubionych utworów i kilka wspaniałych nowych utworów, w tym kilka, które sam skomponował.

Johnny Cash rozpoczął swoją niezwykłą karierę jako kompozytor, zapisując pomysły muzyczne, które przychodziły mu do głowy. Zaczynał w swoim rodzinnym mieście Dyess w Arkansas, śpiewając z przyjaciółmi i w kościele, a po wojsku uczęszczał do szkoły radiowej. To tam jego zainteresowanie muzyką naprawdę rozkwitło i zaczął traktować swoje hobby poważnie. Jako ostatni zebrał kilka swoich piosenek i zaczął dzwonić do wytwórni płytowych, a w krótkim czasie został podpisany nie tylko jako kompozytor, ale także jako wykonawca. Jego pierwsze cztery piosenki były wielkimi hitami, podobnie jak kilka kolejnych, a jego płyty znalazły się na szczycie list bestsellerów. Dołączył do obsady Grand Ole Op’ry, współpracując z takimi gwiazdami jak Marty Robbins, Carl Perkins i Ray Price, a następnie, mając na horyzoncie karierę filmową, przeniósł się do Hollywood, gdzie mieszka do dziś, z żoną i trzema małymi córkami.

Tutaj można go usłyszeć w jego wyborze hymnów, śpiewających je z czcią i żarliwością, nadając im głębokie znaczenie. Wśród piosenek znajdują się It Was Jesus, dawniej nazywany Who Was It i wiecznie poruszający Swing Low, Sweet Chariot, śpiewany w jego własnej aranżacji. Hymny, które sam napisał, to m.in. It Was Jesus, Are All the Children In (napisane z Oliverem Greene), The Old Account, I Called Him (napisane z E. Royem Cashem Sr.), He’ll Be a Friend and Lead Me, Father. Nikt nie może słuchać Johnny'ego Casha śpiewającego te hymny ani inne w tym programie, nie odczuwając natychmiast ciepłego połączenia artyzmu i szczerości, które tak szybko uczyniły go gwiazdą. Nikt nie może słuchać bez dzielenia tej szczerości.

..::TRACK-LIST::..

1. It Was Jesus
2. I Saw a Man
3. Are All the Children In
4. The Old Account
5. Lead Me Gently Home
6. Swing Low Sweet Chariot
7. Snow in His Hair
8. Lead Me Father
9. I Call Him
10. These Things Shall Pass
11. He'll Be a Friend
12. God Will

13. I Got Stripes (1959 - Bonus Track)

..::OBSADA::..

Johnny Cash - vocals, rhythm guitar
Luther Perkins - lead guitar
Don Helms - steel guitar
Marshall Grant - bass
Marvin Hughes - piano
Buddy Harman - drums
Morris Palmer - drums on 'Lead Me Father'
The Jordanaires - backing vocals

https://www.youtube.com/watch?v=7y-NPJhZGhE
7
Zespoły / THE REPLACEMENTS - TIM (1985/2012)
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Techminator dnia Grudnia 18, 2024, 23:19:37  »
THE REPLACEMENTS - TIM (1985/2012)

Prężność amerykańskiego przemysłu rozrywkowego nie polega, jak się wydaje, na ekspansywności, ale na stabilności. Jeżeli brytyjska muzyka targana jest rewolucyjnymi burzami czy nękana suszami stagnacji (ot, choćby teraz) to Jankesi niewzruszenie utrzymują się na wysokim poziomie. A co ciekawe, ten stale wysoki poziom trzymają twórcy muzyki niezależnej. Amerykanie udowadniają, że tak jak potrafią hodować wielkich czarnoskórych koszykarzy, tak również potrafią wynajdywać zdolnych artystów. W USA indie nie jest pustym terminem. Tam "indie" oznacza konkretne wytwórnie, konkretny rynek, konkretnych odbiorców. Muzyk wchodząc na ten rynek, niejako zgadza się na ograniczoną sprzedaż płyt, na niewielką promocję czy na ustaloną liczbę słuchaczy (są wyjątki, jak choćby Bright Eyes). Brytyjczycy chlubią się, że na tamtejszych listach Coldplay czy Doves rywalizują z gwiazdami R'n'B. Zgoda, ale jednocześnie zespoły takie jak South czy Six By Seven mają problemy z wydaniem płyt. Dostępność do brytyjskiej alternatywy i warunki, jakie mają młode kapele na Wyspach są nieporównywalne do tego co dzieje się w Stanach. Że dryg do muzyki masowej Amerykanie mają, udowadniali już w latach 60. (popatrzmy choćby na sukces Motown). Natomiast źródeł obecnej artystycznej pozycji ruchu "indie" za oceanem należałoby upatrywać w latach 80.

Kiedy Brytyjczycy na początku lat 80. wyraźnie próbowali łapać oddech po zadyszce, wywołanej niesamowitym tempem narzuconym przez punk i nową falę, w Ameryce obrodziło w nowe kapele, dosłownie od Atlantyku po Pacyfik. Na zachodzie amerykański punk zyskiwał hardcorowe oblicze (Dead Kennedys, Black Flag), na wschodzie grało agresywne Minor Threat czy ambitne Mission Of Burma. Miejsca dla siebie szukali również Meat Puppets, Dinosaur Jr., Minutemen i wreszcie giganci z Athens, czyli R.E.M. I właśnie z tym zespołem o miano największych tamtych czasów rywalizować będą dwie kapele z miasta, o którym powiedział jeden z komentatorów, że kojarzone jest jedynie z Kevinem Garnettem. Mowa oczywiście o Minneapolis, gdzie w 1979 doszło do założenia dwóch wspaniałych formacji: Husker Du i The Replacements. Ci pierwsi szybo zyskali pozycję kultowej grupy, choć popularnością nigdy Stipe'owi nie dorównali (co zresztą nie było wykonalne, mówimy przecież o jednej z najsłynniejszych grup w historii). The Replacements też zresztą nie, ale przez dwanaście lat działalności zdołali zapisać się na stałe w pamięci amerykańskich fanów.

Zespół początkowo nazwany The Impediments (nazwę zmieniono po incydencie, kiedy kapelę wyrzucono z jednego z pubów, w którym grali) powstał, gdy do grupy tworzonej przez Boba i Tommy'ego Stinsonów oraz Chrisa Marsa dołączył wokalista Paul Westerberg. Początkowe próby nie były zbyt udane i pierwszy, w pełni jeszcze hardrockowy album, można śmiało pominąć. Drugi album zdradzał już pewien niewątpliwy talent, jakim dysponowali The Replacements. "Hootenanny" jednak obok świetnego "Willpower" zawierało raczej wątpliwej jakości "Mr Whirly" (pastisz The Beatles polegający na połączeniu "Strawberry Fields Forever" oraz "Oh, Darling"). I tak nadszedł orwellowski rok 1984. Świat wyglądał już wtedy inaczej. W Anglii wszyscy zachwycali się The Smiths, "Rolling Stone" uznał istnienie alternatywy i przyznał "Murmur" R.E.M. tytuł najlepszego albumu 1983, no i Husker Du wydali przełomowe "Zen Arcade". Replacements nie mogli być gorsi. "Let It Be" było szokiem. Po dwóch mocno przeciętnych krążkach, Westerberg z kolegami wydali arcydzieło, awansujące ich z dnia na dzień do ekstraklasy. Nie było mowy już o hardcore'owym bezładzie czy pokracznych próbach stworzenia chwytliwej melodii. Na "Let It Be" grało wszystko. Z jednej strony było "Seen Your Video" - bezkompromisowa gitarowa jazda uwieńczona krzykiem bliższym tradycjom emo, z drugiej ballada "Androgynous" oparta o pijacki fortepian Westerberga. A po środku kilka wymiataczy jak niesamowicie melodyjne "I Will Dare", "My Favorite Thing" czy "Unsatisfied".

Replacements byli na fali wznoszącej i nie mogło to umknąć uwadze szefom wytwórni Sire. W 1985 podpisali oni kontrakt z zespołem z Minneapollis i tak pierwszy album dla większej wytwórni miał stać się faktem. Początkowo producentem "Tim" miał być Alex Chilton (ostatecznie został nim Tommy Ederlyi), eks-lider Big Star i idol Westerberga (na kolejnej płycie ukaże się nawet utwór zatytułowany "Alex Chilton"!). Big Star to zespół w Polsce znany co najwyżej dzięki This Mortal Coil, które na "It'll End In Tears" umieściło dwa covery ze wspaniałej płyty "Third/Sister Lovers". A niesłusznie, bowiem wpływ tej klasycznej kapeli na amerykańską scenę niezależną, w tym na The Replacements i R.E.M. jest porównywalny z wpływem The Byrds czy The Beach Boys.

Już otwierający "Tim" "Hold My Life" zdradza, jaką drogę obrali The Replacements. Chwytliwy, wyrazisty refren, ale przede wszystkim wygładzone brzmienie. Niektórzy właśnie w brzmieniu widzą przewagę "Let It Be". Ale to złagodzenie, szczególnie perkusji zdaje sie być usprawiedliwione ambicjami Westerberga, który coraz bardziej zaczyna dominować w zespole. Tekst odgrywa niebagatelna rolę - Paul śpiewa o bezradności: And hold my life until I'm ready to use it/ Hold my life because I just might lose it. Połączone z mocną, wychodzącą na pierwszy plan gitarą idealnie trafiał w zapotrzebowanie. Stało się jasne, że pełnię władzy ma już Westerberg, który skomponował 10 z 11 piosenek na albumie. Także nastepne "I'll Buy" czy "Kiss Me On The Bus", kolejny z przebojów kapeli. Bardzo naiwny, bardzo romantyczny kawałek nie miał już wiele wspólnego z tradycjami punkowej sceny Minneapolis. Bliższy był raczej Big Star z utworów typu "Thank Your Friends". Trzeba sobie powiedzieć, że Replacements nie byli nigdy eksperymentatorami, nie posiadali też inwencji melodycznej na miarę R.E.M. Dysponowali jednak niezwykłym talentem do tworzenia prostych, ale trafnych motywów i takich też tekstów. Na pewno sławy zespołowi dodawała otoczka wytworzona wokół grupy. Replacements znani byli z pijaństwa, niszczenia lokali i tego typu wybryków. Jednak ta bezkompromisowość nie ujawniała się w muzyce i "Tim" z powodzeniem mógł być grany w amerykańskich radiostacjach college'owych.

Właśnie termin college rock jest najczęściej używany w odniesieniu do bohaterów naszej recenzji. Lata osiemdziesiąte to złoty czas dla rozgłośni uniwersyteckich. Wtedy to fale radiowe zapełniają przeboje niezależnych zespołów. Są to zazwyczaj piosenki, które mają taki potencjał popowy, że śmiało mogłyby konkurować z hitami mainstreamowymi, jednocześnie ich artystyczny poziom jest zazwyczaj wiele wyższy. Gwiazdami eteru byli R.E.M., The Smiths, XTC, ale też właśnie The Replacements. Doskonale ten okres obrazuje fantastyczna, wydana w zeszłym roku czteropłytowa składanka "Left Of The Dial - Dispatches From The Underground". I nieprzypadkowo tytuł zapożyczyła z piosenki zespołu Westerberga. "Left Of The Dial" bowiem to autentycznie esencjonalny kawałek dla tamtego nurtu. Jak głosi legenda Westerberg napisał tę piosenkę dla swojej ukochanej, Angie Carlson z cieszącego się umiarkowaną popularnością, college-rockowego Let's Active. Sam utwór opisuje rokendrolowe życie tamtych czasów. To już nie wielkie stadiony czy wywiady dla czołowych dzienników świata. Kariera staje się niemalże rutynowa: Passin' through and it's late, the station started to fade/ Picked another one up in the very next state, a prawdziwą tragedią okazuje się niewymienienie nazwiska Angie w artykule o jej kapeli. A wszystko to dzieje się w rodzimych klimatach Georgii, San Francisco i Los Angeles. Nie byłoby największego w karierze zespołu przeboju gdyby nie niezapomniana, klasyczna melodia oraz emocjonalne, charyzmatyczne, przywodzące czasem na myśl wokal Bono wykonanie. Dziś bez wątpienia "Left Of The Dial" stoi w rzędzie obok "Teenage Riot" czy "Radio Free Europe". Smaczki "Tim" nie kończą się oczywiście jedynie na tych paru utworach. Rolę ciekawostki pełni prościutki, bezpretensjonalny "Waitress In The Sky", a "Swingin Party" udanie nawiązuje do "Androgynous", choć już bez knajpianego rysu. Znakomicie jest przez całą płytę, szczególnie tam gdzie Westerberg i spółka przypominają sobie, że potrafią i ostrzej zagrać ("Lay It Down Clown", "Bastard Of Young"). Zaskakujący finał stanowi łzawe, refleksyjne "Here Comes A Regular".

Po wydaniu "Tim" w zespole doszło do pogłębienia się pewnych różnic. Przed nagraniem "Pleased To Meet Me" z kapeli odszedł Bob Stinson. Sam album okazał się całkiem sprawnym rozwinięciem pomysłu Westerberga, ale brakowało mu siły poprzedników. Jeszcze później ukazały się nieciekawe "Don't Tell A Soul" i trochę lepsze "All Shook Down". Kapela oficjalnie przestała istnieć w 1991, kiedy to Westerberg postanowił już w całości poświęcić się karierze solowej.

The Replacements reprezentowali wiele wspaniałych stron amerykańskiego podziemia, ale także nie wyzwolili się z typowych dla tego nurtu ograniczeń. Lata istnienia zespołu idealnie ukazują początek i koniec college rocka. Współtworzyli te scenę i z niej jako ostatni schodzili. Zespół nie miałby racji bytu w latach 90., nie miał tyle siły twórczej by jak R.E.M czy Sonic Youth odnaleźć się w nowych czasach. Replacements zresztą często sięgali niemal po autoplagiaty, a paleta kolorów z jakich korzystali, choć wyrazista, była jednak uboga. Tu uwidacznia się różnica między bardzo dobrymi, a wybitnymi zespołami (których wiele nie ma). O tych drugich nigdy nie powiemy, że są typowo punkowymi, nowofalowymi, noise'owymi czy typowo brytyjskimi kapelami. O Replacements możemy śmiało powiedzieć: jeśli istnieje typowo amerykański rock, to grali go właśnie oni.

Jakub Radkowski

..::TRACK-LIST::..

1. Hold My Life 4:18
2. I'll Buy 3:20
3. Kiss Me On The Bus 2:48
4. Dose Of Thunder 2:16
5. Waitress In The Sky 2:02
6. Swingin Party 3:48
7. Bastards Of Young 3:35
8. Lay It Down Clown 2:22
9. Left Of The Dial 3:41
10. Little Mascara 3:33
11. Here Comes A Regular 4:46

..::OBSADA::..

Vocals, Guitar, Piano - Paul Westerberg
Drums, Backing Vocals - Chris Mars
Guitar - Bob Stinson
Bass - Tommy Stinson

Backing Vocals, Producer - Alex Chilton (tracks: 9)

https://www.youtube.com/watch?v=jmJ28Zmdi2k
8
Zespoły / CHEAP TRICK - THE COMPLETE EPIC ALBUMS COLLECTION (2022) [CD6: DREAM POLICE (197
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Techminator dnia Grudnia 18, 2024, 23:16:50  »
CHEAP TRICK - THE COMPLETE EPIC ALBUMS COLLECTION (2022) [CD6: DREAM POLICE (1979)]

Cheap Trick – amerykański zespół powstały w 1975 r. Ich muzyka łączyła punk-rock, pop i heavy metal. W 1977 r. grupa wydała swój pierwszy album Cheap Trick. W tym samym roku powstała druga płyta In Color.
Zespół Cheap Trick bardzo rzadko cieszył się mainstreamowym sukcesem, chociaż miał wielu miłośników, co zawdzięczał częstym trasom koncertowym i połączeniu popowych dźwięków z melodyjnością Beatlesów i energią punk rocka. Był z pewnością pierwszym zespołem grającym pop-punk. Muzyka tej formacji zyskała szczególną sławę w Japonii.
Zespół wydał łącznie ponad 20 albumów i ma na koncie takie utwory jak: „The Flame”, „Can’t Stop Falling Into Love”, „Don’t Be Cruel” czy „I Want You to Want Me”.
Od 2009 roku zespół kontynuuje tournée w oryginalnym składzie. O zespole można często znaleźć wzmianki w japońskiej prasie. Zespół często nazywany jest tam „Amerykańskimi Beatlesami”. Stan Illinois uchwalił dzień 1 kwietnia dniem Cheap Trick. Zespół zajmuje 25. pozycję na liście VH1, 100 Najlepszych Artystów Hardrockowych.

..::TRACK-LIST::..

CD 6 - Dream Police (1979):
1. Dream Police 3:53
2. Way Of The World 3:38
3. The House Is Rockin' (With Domestic Problems) 5:11
4. Gonna Raise Hell 9:20
5. I'll Be With You Tonight 3:51
6. Voices 4:22
7. Writing On The Wall 3:26
8. I Know What I Want 4:29
9. Need Your Love 7:38

Bonus Tracks:
10. The House Is Rockin' (With Domestic Problems) (Live Version) 6:16
11. Way Of The World (Live Version) 3:58
12. Dream Police (No Strings Version) 3:52
13. I Know What I Want (Live Version) 4:44

..::OBSADA::..

Robin Zander - lead vocals, rhythm guitar
Rick Nielsen - lead guitar, backing vocals, lead vocals (middle eight) on 'Dream Police'
Tom Petersson - bass guitar, backing vocals, lead vocals on "I Know What I Want"
Bun E. Carlos - drums, percussion

Additional musicians:
Jai Winding - organ, piano, keyboards, Synth
Steve Lukather - guitar on 'Voices'

https://www.youtube.com/watch?v=OPemyipJzAM
9
Zespoły / MILLENIUM - HOPE DIES LAST (2024) cz.1
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Techminator dnia Grudnia 18, 2024, 23:13:56  »
MILLENIUM - HOPE DIES LAST (2024)  cz.1

Czy MILLENIUM wydało swój najlepszy album? O tym na końcu, teraz tylko napiszę, że jednego jestem pewien – od „Hope Dies Last” nie mogę oswobodzić – trafiło mnie niczym snajper ofiarę. Co i rusz wracam do tego krążka a melodie, które się tu znalazły opanowały mój umysł. Już dawno nie katowałem tak żadnej płyty (pod względem ilości przesłuchań, może z nią w szranki stanąć tylko „Stella Pandora” grupy Arkona – choć jakże odmienna muzycznie).

Już grafika zdobiąca front płyty przykuwa oko – jest po prostu ZNAKOMITA! …a muzyka? Kurczę, zawsze lubiłem MILLENIUM, ale utwory z tej płyty rozłożyły mnie na łopatki. Weźmy „To Err Is Human”, który rozpoczyna genialny klawiszowy motyw, następnie mamy pełną pasji długaśną partię instrumentalną… a na końcu zapadający w pamięci refren… non stop go nucę. Podobna sytuacja ma miejsce z „A Man Is A Wolf To Another Man” z niezwykle pieczołowicie budowaną atmosferą, zwiewną zwrotką i niezwykle emocjonalnym refrenem. Do tego dodajmy klimatyczny i nieco podniosły „Memento Mori” czy tytułowy „Hope Dies Last” z akustycznym gitarami i cudownymi solówkami: gitarową i zagrana na flecie… no po prostu cudo – wszystko na swoim miejscu… W tym emocjonalnym rollercoasterze nieco powietrza dostarcza „Carpe Diem” przywodzące ducha synth pop lat 80-ych, jest dynamicznie i wręcz skocznie…

Okładka - sztos
Muzyka - sztos
Teksty - sztos
Produkcja - sztos

Co więcej dodać? Jestem tym albumem bezgranicznie oczarowany i nawiązując do pytania postawionego na początku. Tak – MILLENIUM nagrało swój najlepszy album – możecie się z tym nie zgodzić, ale dla mnie tą płytą przebili właśnie poziom mojego ulubionego (do tej pory) „Exist”.

10/10

Piotr Michalski


Album “Tales From Imaginary Movies” był pierwszym nagranym przez Millenium w nowym składzie, z Dawidem Lewandowskim za mikrofonem. Minęły dwa lata i w szeregach zespołu nastąpiła kolejna zmiana, gdyż aktualnie grupa ponownie stała się sekstetem. Do wspomnianego Dawida Lewandowskiego (śpiew) oraz Piotra Płonki (gitary), Krzysztofa Wyrwy (bas), Grzegorza Bauera (perkusja) i Ryszarda Kramarskiego (instrumenty klawiszowe, gitara akustyczna) dołączył Łukasz Płatek, który ubarwił nagrania grą na flecie poprzecznym i saksofonie tenorowym. Dodam, że Łukasza mogliśmy usłyszeć wcześniej na płycie „Oddyssey 9999” innego zespołu Ryszarda – TRKProject.

Najnowsze dzieło grupy nosi tytuł „Hope Dies Last”, czyli „Nadzieja umiera ostatnia”. Po raz kolejny mamy do czynienia z albumem tematycznym, opartym tym razem na słynnych cytatach i opowiadającym o walce człowieka z własnymi słabościami. Tradycyjnie za kompozycje i produkcję odpowiada Kramarski, słowa napisał Zdzisław „The Bat” Zabierzewski, a miksem zajął się Kamil Konieczniak. Nowością za to jest okładka. Bardzo symboliczny obraz to dzieło Marcina Chlandy, który po raz pierwszy stworzył oprawę graficzną na album Millenium. Wcześniej jednak jego prace stały się integralną częścią płyt innych grup Ryszarda: „Oddysey 9999” TRKProject oraz winylowych edycji „Mr Scrooge” tej samej formacji i „Alea Iacta Est” Framauro.

Na okładce widzimy dłoń, będącą zarazem częścią latarni morskiej, która sprawia wrażenie jakby tonący próbował uchwycić życie resztką sił, a nad wzburzonym morzem dostrzegamy motyle, będące symbolem życia, nadziei… I właśnie odgłosami morza, a konkretniej spokojnym dźwiękiem fal omywających brzeg rozpoczyna się utwór „The Sleep Of Reason Produces Monsters”. Z odgłosów natury wynurza się charakterystyczny gitarowo – klawiszowy duet oparty na miarowym rytmie i wzbogacony elektronicznymi ozdobnikami. Od razu wiadomo, kto stoi za tymi dźwiękami i bynajmniej nie jest to zarzut, tym bardziej, że jak zawsze Ryszard z kolegami dbają by jednak było trochę inaczej. Tak jest choćby w fantastycznej solówce Piotra Płonki, w której brzmieniu słychać więcej przesteru. No i oczywiście pojawienie się Łukasza Płatka i jego ognistej partii fletu poprzecznego wprowadza nowe barwy do brzmienia grupy, a pojawiające się zaraz po niej solo w wykonaniu lidera to kolejny przykład jego niezwykłego zmysłu do tworzenia pięknych muzycznych pejzaży. Śpiew Dawida Lewandowskiego jest jeszcze bardziej pewny, bez trudu wchodzi on w wyższe rejestry. Do tego dochodzi wyśmienity tekst Zdzisława Zabierzewskiego o strachu przed nieznanym, nowym, który prowadzi często do gwałtownych, irracjonalnych reakcji:

“She lived in a lonely little village

She was such a young and beauteous wench

Looked like her late mother’s spitting image

People thought she had to be a witch

‘cos she was different from the others

And all her knowledge was so rich



The sleep of reason produces monsters

A human being finds his beast

The sleep of reason always helps to foster

An unforeseen apocalypse – unending”.

Całość składa się na wspaniałe otwarcie albumu i ten poziom utrzymany jest w dalszej jego części. Zaskoczeniem jest budowa nagrania „To Err Is Human”, które przez ponad 4 minuty jest wyłącznie instrumentalne, wypełnione świetnie współgrającymi solowymi popisami Piotra Płonki (skojarzenia z „Reincarnations” są tu jak najbardziej na miejscu), Łukasza Płatka (tym razem na saksofonie) oraz Ryszarda Kramarskiego na Hammondzie. W drugiej części tempo zwalnia, a scenę, a właściwie głośniki, przejmuje gitara akustyczna i głos Dawida, który śpiewa o błędach i cenie jaką za nie płacimy:

“We’re meant to change the future

We’d better err much less

Some plans are doomed to failure and

It is not our plans



To err is human

Wish we could learn from our mistakes

To err is human

Yet it demands a price to pay



Don’t risk too much again!”.

W podkładzie słyszymy ponownie cały zespół, z powracającym motywem gitarowym znanym z pierwszej części.

Jak brzmi flet przepuszczony przez efekt gitarowy? O tym możemy przekonać się słuchając początku nagrania „A Man Is A Wolf To Another Man”. Po tym wstępie kompozycja staje się klasyczną millenijną propozycją utrzymaną w średnim tempie z dwiema świetnymi solówkami Piotra w stylu mistrza Gilmoura. Tym razem wartwa liryczna opowiada o bezwzględnym postępowaniu ludzkości względem siebie, ale też o konieczności walki o swoje zamiast chowania się przed otaczającym światem:

“I will fight (till I’ve won)

Or I’ll lose (and be gone)

The final battle

When it’s done can’t be undone

Come my friend (we’ll be brave)

We must win

Now the thing is to survive it

If that’s also your belief



They are wild and untamed

They hunt their kind with rabid rage

Attack the weak just when they can

A man is a wolf to another man

They lie in wait to catch their prey

Or they pretend to be your friends

They could kill one from their own clan

A man is a wolf to another man

A wolf to another man”.

Nagranie „Memento Mori (You Must Remember Death)” to jeden z moich ulubionych fragmentów albumu. To przecudnej urody podniosła ballada, z wiodącą rolą fortepianu w podkładzie, fantastycznymi partiami fletu przywołujący skojarzenia z twórczością Camel, klawiszowymi ozdobnikami i orkiestracjami, kolejnym magicznym popisem Piotra i wreszcie z wykorzystaniem przez Grzegorza Bauera rototomów. Całość spaja Dawid śpiewając niezwykle emocjonalnie o nadejściu tego, co nieuniknione:

“In a vision of the future

Lies the moment of your death

Though that hour seems so crucial

You don’t want to know it yet

You’re to wither like a flower

Or to die by accident

Death will watch you from his tower

To attack you in the end



You must remember Death

He may come any time to take you

You must remember death

Shall it be rather light or painful?



See his scythe and hourglass

He will not knock when he comes

Death is here to end your time”.

W końcówce słyszymy jeszcze solo Ryszarda na Hammondach niczym w „House Of The Rising Sun”, które wieńczy kompozycję w najlepszy możliwy sposób.

Drugą połowę wydawnictwa rozpoczyna utwór „Rise Like A Phoenix From The Ashes”. I tu możemy nacieszyć uszy pierwszorzędnymi partiami solowymi w wykonaniu Piotra, Ryszarda i Łukasza. Ten ostatni sprawia, że nasze skojarzenia biegną w kierunku takich zespołów, jak Focus, Jethro Tull czy Quidam. W tekście, pełnym nawiązań do mitologii, Dawid śpiewa o podniesieniu się po miłosnym zawodzie:

“Too much whisky, sleeping pills

She hurt my heart with evil thrills

She loves me not, she left us all

We want to die alone

So she stabbed me in the back

Metaphorically I’m dead

The bird, the man, the dragon too

The worst is that i still love you



Rise like a Phoenix from the ashes

Not a bruise, no scratches

Get reborn Ra said:

Rise like a Phoenix from the ashes

Stand up in bright flashes

Greet the dawn with your power”.

I tak dochodzimy do nagrania tytułowego. „Hope Dies Last” to jeszcze jedna ballada, z dominującymi brzmieniami fortepianu i gitary akustycznej i towarzyszącemu im subtelnemu wokalowi. Możemy tu usłyszeć przepiękne nuty wygrywane przez Krzysztofa Wyrwę na basie bezprogowym. Mniej więcej w połowie do kolegów dołącza Grzegorz dodając do aranżacji brzmienie perkusji i rototomów. Nie zabrakło także kolejnych uduchowionych partii solowych Piotra przeplatających się z niemniej ciekawymi ścieżkami fletu. W końcówce słyszymy klawiszowy podkład przywołujący na myśl dokonania Vangelisa. Zdzisław Zabierzewski stworzył piękny tekst o nadziei na powrót straconej miłości:

“If I could turn back the hands of time

If I let you read my mind

If I changed your heart to make you mine

If I had been different

If I had not made that one mistake

If I asked you to come back again

If I told you that I always wait



Hope dies last

Love came first so full of glory

The big story of my life

Hope dies last

We were once so close together

Blessed in heaven, both of us

In our paradise”.

Ostatnie zdanie w utworze („If I ceased to love you…”) zaśpiewane jest a cappella, a po nim słyszymy błogi szum morza. Z letargu wyrywa nas najbardziej zaskakująca kompozycja w zestawie zatytułowana „Carpe Diem (Seize The Day)”. To wspaniały synthpopowy kawałek z pulsującym basem, elektronicznie brzmiącą perkusją, no i oczywiście charakterystycznym syntezatorowo – gitarowym duetem, który przywołuje ducha dokonań naszego Kombi z okresu gdy zespół tworzyli Łosowski, Skawiński, Tkaczyk i Piotrowski. W okolicach czwartej minuty tempo zwalnia, a Ryszard raczy nas podniosłą solówką w stylu Jean-Michela Jarre’a, muzyce towarzyszy najbardziej pozytywny tekst o czerpaniu z życia pełnymi garściami:

“There’s another day tomorrow

Live it well in full

You have many paths to follow

Make your dreams come true

Keep all worries at a distance

Call your friend instead

That can mean a sea of difference

And may change your world

Yeah, it may!

Seize the day life’s a drug

Be a junkie, high on life

Seize the day - carpe diem”.
10
Zespoły / MILLENIUM - HOPE DIES LAST (2024) cz.2
« Ostatnia wiadomość wysłana przez Techminator dnia Grudnia 18, 2024, 23:11:31  »
MILLENIUM - HOPE DIES LAST (2024) cz.2

Na finał muzycy przygotowali utwór „What Does Not Kill You Makes You Stronger”. Był on zwiastunem albumu, a obecni na „Spring Prog Festival” w Sosnowcu, gdzie miał miejsce jedyny tegoroczny występ zespołu, mogli jako pierwsi wysłuchać jego wczesnej wersji. Znajdziemy tu piękne fortepianowo – organowe podkłady przyozdobione dawką elektroniki, głęboki bas, rototomy, przestrzenną gitarę. W środku nagrania dostajemy wyciszenie z pięknymi orkiestrowymi tłami, po którym Piotr raczy nas jeszcze jednym pokazem swoich niebanalnych, wręcz wirtuozerskich umiejętności w tworzeniu solówek, w których technika nigdy nie dominuje nad melodyjnością. Tekst opowiada o przeciwnościach, które pokonujemy, stając się dzięki temu silniejsi. Podczas śpiewania ostatniej tytułowej linijki refrenu:

“We’re sailors who have faith

We’re valiant knights of fate

What does not kill you

Makes you stronger

Against the storm and hail

And in the driving rain

What does not kill you

Makes you stronger”

głos Dawida pozostaje w przestrzeni sam. Jeszcze tylko ostatnie uderzenie w klawisze fortepianu i słyszymy oklaski, które jednak nie są wyrazem (jak najbardziej zasłużonego) uznania dla zespołu, ale pochodzą z pojawiającego się chwilę po nich fragmentu przemówienia Johna F. Kennedy’ego z 1963 roku:

“We shall be prepared if others wish it. We shall be alert to try to stop it. But we shall also do our part to build a world of peace where the weak are safe and the strong are just. We are not helpless before that task or hopeless of its success”.

W trakcie tych słów muzyka nasila się ponownie, a w świetle reflektorów staje Łukasz Płatek, który prezentuje pierwszorzędne solo, tym razem zagrane na saksofonie, a w tle słyszymy wokalizę Dawida. I tak płyniemy z muzyką niczym bohaterowie utworu za horyzont, by w końcu pozwolić, by otuliły nas ponownie odgłosy morskich fal… Jednak album jeszcze się nie kończy, jest jeszcze ukryta ścieżka, na której z morza wyłaniają się dźwięki fortepianu grające krótką wariację melodii z refrenu „What Does Not Kill You Makes You Stronger”. Ta kończy się nagle pozostawiając nas z kojącymi morskimi dźwiękami… Te zresztą przewijają się przez cały album, słyszymy je w przejściach pomiędzy utworami. Zabieg ten podkreśla spójność albumu, który mimo, że składa się z wyrazistych poszczególnych kompozycji, najlepiej brzmi słuchany w całości.

Powrócę jeszcze do szaty graficznej. Oprócz omówionej wcześniej ilustracji z okładki Marcin Chlanda zaproponował też grafiki, które zdobią wnętrze i tył digipacka. Na wszystkich, niezależnie czy pokazujących postać nad brzegiem morza, czy leżącą wśród zgliszczy lub idącą przez cmentarz, widzimy także motyle symbolizujące tytuł płyty. Wyjątek stanowi nadruk na krążku, na którym widzimy jedynie dwa wilcze pyski będące ilustracją do utworu „A Man Is A Wolf To Another Man”. Już nie mogę się doczekać wersji winylowej, która powinna ukazać się w ciągu najbliższych kilku miesięcy, by podziwiać prace Marcina w większym formacie. Wewnątrz książeczki z tekstami (tym razem zabrakło polskich tłumaczeń) znajdujemy jeszcze portrety muzyków, a całość tradycyjnie spiął pod względem opracowania graficznego Maciej Stachowiak.

Nazwa Millenium od lat jest marką gwarantującą wysoki poziom oddawanych do rąk słuchaczy produkcji. Nie inaczej jest i tym razem. „Hope Dies Last” to niespełna godzina muzyki, która choć eksploruje doskonale znane terytoria, to potrafi zaskakiwać. Pojawienie się synthpopowych brzmień w jednym z utworów to najbardziej jaskrawy z przykładów. Dużo wniósł także najnowszy członek sekstetu, Łukasz Płatek, który swoją grą na saksofonie (ostatni raz tego instrumentu mogliśmy wysłuchać na płycie „44 Minutes” z 2017 roku) i, przede wszystkim, flecie dodał nowych kolorów do palety brzmień zespołu. Po raz kolejny muszę podkreślić świetną wokalną formę Dawida Lewandowskiego, który odważnie wkracza ze swoim głosem także w wyższe rejestry. A jak dodamy do tego niezmiennie wysoki poziom gry pozostałych muzyków – Piotra Płonki, Krzysztofa Wyrwy, Grzegorza Bauera i oczywiście Ryszarda Kramarskiego w połączeniu z kompozycjami tego ostatniego i wybornymi tekstami Zdzisława Zabierzewskiego, to otrzymamy jedno z najciekawszych progrockowych wydawnictw tego roku. Z pewnością będzie się ono liczyło w walce o czołowe pozycje w plebiscytach na ulubione płyty AD 2024.

Tomasz Dudkowski

Twenty-five-year career in Prog and still going strong, I see Millenium in my imagination like a company of the famed winged hussars, ready to charge fearlessly into battle with courage and determination. This is their 18th studio albums of which I proudly own twelve, and all are pretty consistently tasty throughout, supplying a thoroughly honed neo prog style. The line-up has remained centred around keyboardist Ryszard Kramarski, with Peter Plonka on guitars, bassist Krzysztof Wyrwa and Grzegorz Bauer taking control of the percussive kit. Longtime singer Lukasz Gall has left a while ago, as this is his replacement David Lewandoski's second album on the lead vocals. Needless to state these are a highly polished crew (excuse the obvious pun) that have tremendous feel for their craft. Many of the song titles reflect on the country's legendary painful history, a collective/personal trait I particularly enjoy and can relate to.
The oddly titled opener "The Sleep of Reason Produces Monsters" settles in with a comfortably numb groove that confidently prepares the stage for a story, expertly sung by Lewandoski, where swirling keyboards, slashing riffs and a tight rhythmic propulsion keeps things attractive and tight. The fretboard solo is a tortured rant, beseeching and pleading in desperation, definitely a highlight, as the piece fades into the horizon, a fluttering flute and serene keyboard orchestrations wave goodbye, surely a reference to the evocative covert art. No holding back a second on the limber follow up "To Err is Human," a teeming saxophone leading the advance, suave piano tinkling moving in and out of focus, and another Plonka flurry. The guzzling organ repeats the theme with authority when deemed necessary. An acoustic guitar introduces the vocal, elevating the song to a comfort level, as the instrumental prowess is uncontested. "A Man is a Wolf to Another Man" is simply structured, strait- laced with a hummable chorus and a classic extended e-guitar solo that opens up like a parachute. Mastering melancholia on the piano is a Polish characteristic and "Memento Mori" does the reputation justice, a sorrowful lament with a sensitive multi-tiered vocal, sumptuous flute and a solemn rhythmic surge, quite the gorgeous ballad adorned by a persuasive melody, as well as an imperative guitar solo. Lovely track indeed. Time has the authority to provide twists of fate, whereby something can be lost through defeat, only to resurrect at a later date, if the resolve to never surrender remains strong. "Rise Like a Phoenix from the Ashes" is an appropriate essay on changing fortunes and the unwillingness to kneel before forfeit. Survival is the main instrument, faith, and courage, not far behind. A battle cry anthem, in triumphal body armour, impervious to weakness.

The title track is a piano/vocal duet at first, a love song that recounts the 'story of my life' and as such segues nicely with the previous track, the deliciously serpentine Wywra bass doing wonders, as it massages the heart and seduces the ears. Midway through, the symphonics kick in, offering rolling toms, prickly guitar picking and a profound emotional release as the serenity takes over the dread, fear replaced by fortitude. The melody if off the charts exquisite, searing deep into the soul. Seizing the day, "Carpe Diem" follows suit, urging the will to battle, a hymn to never let go. Lewandoski really shines throughout this album, but also his tone is utterly convincing. The powerfully tragic "What Does Not Kill You Makes You Stronger" shines a sorrowful light on the plight of thousands of needless casualties, have we not yet learned that war solves nothing. Borders waver, eventually returning to their original places, and in the meantime, way too may have died for nothing, families forced onto a 'Ship of Fools.' Senseless, useless, and stupid. Soldiers killed by deadly toys. This magnificent track hits the mark. The JFK snippet is food for thought.

As a senseless three-year war continues to rage nearby in the eastern borders of Europe, the suffering just needs to end now.

4.5 epochs of optimism

tszirmay

..::TRACK-LIST::..

1. The Sleep of Reason Produces Monsters (6:10)
2. To Err is Human (7:09)
3. A Man is a Wolf to Another Man (6:14)
4. Memento Mori (8:05)
5. Rise Like a Phoenix from the Ashes (6:07)
6. Hope Dies Last (7:10)
7. Carpe Diem (5:38)
8. What Does Not Kill You Makes You Stronger (8:25)

9. Outro (Unknown Track)

..::OBSADA::..

David Lewandowski - vocals
Piotr Płonka - guitars
Krzysztof Wyrwa - bass
Grzegorz Bauer - drums
Ryszard Kramarski - keyboards, acoustic guitars
Łukasz Płatek - flute, tenor saxophone

https://www.youtube.com/watch?v=GJJC6nLLuiI
Strony: [1] 2 3 ... 10