Autor Wątek: L.Stadt  (Przeczytany 1607 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Techminator

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 720
    • Zobacz profil
L.Stadt
« dnia: Sierpień 09, 2022, 19:36:07 »
L.Stadt – polska grupa muzyczna wykonująca rock z elementami surf rocka, country, psychodelii założona w Łodzi, w 2003 roku. Nazwa zespołu nawiązuje do okupacyjnej nazwy miasta – Litzmannstadt.

[więcej na https://pl.wikipedia.org/wiki/L.Stadt]

Płyta L.Stadt zawiera 8 utworów do tekstów Konrada Dworakowskiego.

To pierwsza w pełni polskojęzyczna płyta zespołu, który powraca z nowym materiałem po ponad 3 letniej przerwie.

To materiał zaskakujący i różnorodny. Po doświadczeniach z różnymi odmianami alt rocka, surf i country zespół sięgnął po nowe dla siebie środki wyrazu. Na płycie pojawia się m.in. łódzki Wielki Chór Małej Chorei a eklektyzm materiału spaja tematyka tekstów Konrada Dworakowskiego.

- Ta płyta powstawała w trudnym dla mnie momencie. - mówi lider L.Stadt Łukasz Lach - Na moich oczach gasła najbliższa mi osoba i odbicie tego czasu znajdowałem w tekstach Konrada. Patrzyłem na moje miasto, które dumnie trwało w czasie kiedy mój osobisty świat kruszał. I choć to płyta o przemijaniu, dla mnie ważniejszy był aspekt odnajdywania siły właśnie w artefaktach przeszłości, które mieszały się z płynną i nieuchwytną rzeczywistością.

Współpraca L.Stadt i Dworakowskiego rozpoczęła się w kwietniu 2016 roku z inicjatywy łódzkiego Teatru Pinokio. Z początku jednorazowy projekt - wykonanie piosenek wspólnie z Chórem Chorei w ramach Koalicji Miast dla Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu - przerodził się jednak w wydawnictwo.

- To dla mnie materiał ważny osobiście ale czuję w nim wiele uniwersalnych treści. - mówi Lach - Widziałem we Wrocławiu jak mocno działa na publiczność . Weszliśmy z materiałem do studia i powstała z tego barwna płyta. Te piosenki są inne od tego co robiliśmy wcześniej a o to mi zawsze chodziło. Nie powtarzać się i na każdej płycie pokazywać L.Stadt z nieznanej dotąd strony.

Materiał w dużej części zarejestrowano w studio Henryka Debicha w Radiu Łódź pod okiem realizatora Kamila Bobrukiewicza. Za miksy, jak przy poprzedniej płycie L.Stadt, odpowiada Cyrille Champagne oraz Sean Beresford.

Na okładce płyty wykorzystano collage Laury Paweli „Past Present Continous” z 2010 roku a projektem graficznym zajął się Kuba „Hakobo” Stępień.

Łódzki L.Stadt niespecjalnie rozpieszcza fanów, bo "L.Story" to dopiero czwarte wydawnictwo w dorobku grupy. Nowa płyta jest wynikiem współpracy zespołu z reżyserem, scenarzystą i autorem tekstów Konradem Dworakowskim. Początkowo jednorazowy projekt, zainicjowany przez łódzki Teatr Pinokio w ramach Koalicji Miast dla Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu, przerodził się w pełne wydawnictwo.

Każda z płyt L.Stadt pokazywała zespół z zupełnie innej strony. Tym razem także nie chcieli się powtarzać i tak powstała barwna brzmieniowo i niejednorodna stylistycznie płyta. Teksty Dworakowskiego są nasiąknięte melancholią. Transowy "Strumień świadomości" z melodeklamacją Łukasza Lacha dopełnia podniosły refren zaśpiewany przez Wielki Chór Małej Chorei.

Delikatna ballada "Oczy kamienic" jest sentymentalną wycieczką do świata, który znika na naszych oczach. Elektronika w noworomantycznym stylu zdominowała "Halo". Efektownie wypadł "Most" z fortepianem, chórem i powracającym filmowym motywem.

"Pozwól zasnąć/ Idzie sen" to jakby dwie połączone ze sobą kompozycje - pierwsza zdominowana przez syntezatory, druga z fortepianem w stylu songów Stanisława Sojki. Niczym hinduska mantra zabrzmiał "Gdybym". Album "L.Story" kończy majestatyczna "Od nowa", zachęcająca do puszczenia płyty ponownie. Mocny kandydat do albumu roku.

Grzegorz Dusza

To znaczące, że zespół L.Stadt jest rówieśnikiem serwisu Screenagers. 2003 rok był bardzo dobrym czasem, by zacząć się dzielić wrażeniami związanymi z fascynacją makrokosmosem muzyki niezależnej. Słuchało się wtedy sporej ilość mniej lub bardziej bezpretensjonalnych gitarowych kapelek, zaczynających swoją nazwę od the, nowe zespoły pojawiały się jak grzyby po deszczu. Ziemia wciąż jeszcze drżała od przełomowych dokonań gigantów niezależnego rocka, którzy wydawali właśnie swoje już nieco schyłkowe, ale wciąż piękne „Think Tank”, „Amazing Grace”, „Hail To The Thief”. Internetowa rewolucja ukazywała nieznane możliwości Pitchforka, Myspace i... Emule, a przywiązani do tradycyjnych mediów słuchali tego, co prezentował w Trójkowym Ekspresie Paweł Kostrzewa. Dla wielu rozkręcający się z każdym rokiem Open’er Festival był namacalnym dotknięciem Unii Europejskiej, do której właśnie wchodziliśmy. Działo się.

L. Stadt to więc ludzie, którzy powinni być serwisowi Screenagers bliscy. Wspólne doświadczenie, wspólne fascynacje, wspólny los. Gdy wyjeżdżaliśmy na Zachód, oni śpiewali o podróży do Londynu, gdy słuchaliśmy późnego Blur, oni chcieli być jak późny Blur. A jednak, gdy ukazała się debiutancka płyta łodzian, okazało się, że muzyka dobrze sprawdzająca się koncertowo jakby nie do końca nadaje się do poważniejszego słuchania. Anglosaskość ich piosenek sprawiała, że stawali się przezroczyści. Nazwa podkreślająca związek z Łodzią nie miała żadnego znaczenia. Mogliby równie dobrze zaczerpnąć ją z historii dowolnego europejskiego miasta.

Lata mijały a oni cały czas jakby się zapowiadali. Wszyscy znamy bohaterów tak długo młodych i zdolnych, że wreszcie od nich zapominamy. Przypominają się czasem jako przeciętniacy z niższych lig, aktorzy drugoplanowych ról b-klasowych filmów, muzycy nagrywający płyty coraz w mniejszym stopniu odnotowywane. Zanikali, rozpływali się w pamięci, aż tu nagle odwrócili swój los, nagrywając piękną płytę o przemijaniu.

„L. Story” to w jakimś stopniu album o Łodzi. Choć powstał w ramach promującego Wrocław projektu Koalicja Miast, choć nie znajdziemy na nim żadnych konkretnych odwołań do łódzkiej przestrzeni, udało się w jakimś stopniu uchwycić atmosferę miasta kontrastów, uderzającego współistnieniem rozrastających się nowoczesnych zabudowań i rozsypującej się przeszłości; miasta którego brzydota jest często naprawdę piękna, a piękno bywa odrażająco brzydkie; miasta choć niezniszczonego podczas wojny, to często wywołującego wrażenie, że wojna się nie skończyła. To w łódzkim Teatrze Pinokio doszło do zawiązania współpracy z Konradem Dworakowskim, mającej decydujący wpływ na kształt najnowszej płyty L.Stadt. Dworakowski, reżyser i scenograf napisał teksty, które nadają ciężar kompozycjom, brzmią patetycznie, ale szerokim łukiem omijają rockowe banały. Łódź nie jest w nich, jak Warszawa OPISywana w niektórych piosenkach z najnowszej płyty Pablopavo, rekonstruowana, wygrzebywana z pamięci w formie strzępów wspomnień. „L. Story” to portret nastawiony na budowanie nastroju, muzyczna i liryczna impresja, w której miasto zostaje uczłowieczone, a człowiek OPISany poprzez odwołania do elementów przestrzeni. Dawno nie słyszałem płyty, która równie dobrze pokazywałaby, że wrastamy w naszą okolicę, a ona wrasta w nas.

Teksty tekstami, „L.Story” jest przede wszystkim najbardziej różnorodnym muzycznie albumem łodzian. Imponujące jest, jak dźwięki przenikają się tutaj ze słowami. Mimo udziału chóru niektóre utwory takie jak „Oczy kamienic” zaskakują kameralnością. Psychodeliczny „Most” może się wydawać jednostajny, ale trzeba przyznać, że ta jednostajność świetnie pasuje do tekstu o poczuciu zawieszenia między wspomnieniami a rzeczywistością. Gdy w „Gdybym” wyraźnie dają się słyszeć echa twórczości Kula Shaker, to otrzymujemy utwór dotyczący tęsknoty za harmonią, wyrażający potrzebę wyjścia poza siebie. W zakończeniu mojego ulubionego „Pozwól zasnąć / Idzie sen” maniera wokalna Łukasza Lacha staje się niemal pastiszowym odtworzeniem stylu śpiewania Stanisława Soyki. Znów jednak zamiast wrażenia drażniącej wtórności, otrzymujemy utwór, który rozbraja sceptycyzm słuchacza aranżacyjną lekkością i zawartym w tekście nienachalnym poczuciem humoru.

Nie zamierzam nikogo przekonywać, że L.Stadt to dziś zespół wyrażający ducha naszych czasów. To muzyka przeszłości nagrywana na temat przeszłości, gęsta od zapożyczeń, tyle że jednocześnie wreszcie naprawdę własna, spójna i przekonująca. Na tyle melodyjna i emocjonalna, że ma szansę trafić do nastoletnich fanów Dawida Podsiadły, a jednocześnie wzruszyć tak alergicznie reagujących na fałszywy patos ludzi jak muzycy Poradni G, którzy na Facebooku wyrażają się o „L.Story” w samych superlatywach. Żyjemy w nie najlepszych czasach dla wysmakowanego popu. Przy obecnej, bardzo dużej polaryzacji stanowisk słuchaczy, mediów i krytyków L.Stadt bardzo łatwo mogą okazać się za normalni dla dziwnych, a za dziwni dla normalnych. Oby stało się inaczej.

Piotr Szwed

'L.Story' to piosenki o przemijaniu, nostalgiczne, czasem pokrętne. Ubrane w piękne, niekiedy niepokojące melodie.
I choć trzeba oswoić się z tym krążkiem, słuchając go kilkakrotnie, to po jakimś czasie dochodzimy do wniosków, jak bardzo wartościowa jest to muzyka...
Jedna z najlepszych polskich płyt ostatnich lat, jakie miałem okazję słyszeć.

FA


1. Strumień świadomości
2. Oczy kamienic
3. Halo
4. Most
5. Pozwól zasnąć / Idzie sen
6. Gdybym
7. Strumień
8. Od nowa


https://www.youtube.com/watch?v=MpBUx65EjqI

'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury,
Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury'
Hasta la vista, baby!