Autor Wątek: Hostia  (Przeczytany 1076 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Techminator

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 699
    • Zobacz profil
Hostia
« dnia: Listopad 06, 2022, 17:09:24 »
Hostia

Tak coś czułem, że recenzowana na tych łamach chwilkę temu EP-ka „Resurrected Meat” była jedynie przedsmakiem tego, co właśnie nadchodzi. I to nadchodzi z taką mocą, że kryjcie dzieci i ryglujcie drzwi. Nowy pełniak Hostii to piętnaście ciosów zadanych w dwadzieścia cztery minuty. Że krótko? Owszem, krótko i niebywale treściwie. Sam zastanawiałem się, czy aby tej recenzji nie zawrzeć jedynie w lakonicznym stwierdzeniu, iż jest to „Wpierdol jak ta lala”. Trochę bym nim jednak chłopaków skrzywdził, choć bynajmniej nie mija się ono z prawdą. Rzecz w tym, że Hostia wcale nie jest taką hostią kościelną, którą każdy baran łyka spod ołtarza a ona za każdym razem smakuje tak samo. Na „Nailed” zespół nadal drepcze, albo raczej zapierdala, swoją ścieżką, lecz bynajmniej się nie powiela, co przy gatunku jakim jest death/grand sprawą tak oczywistą nie jest. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że panowie potrafią w tym, teoretycznie hermetycznym gatunku, nadal eksplorować i urozmaicać swoje kompozycje. Nie, bynajmniej nie chodzi mi o jakieś koślawe mariaże, awangardy czy wysublimowane pomysły. Tu nadal rządzi prostota. Wioślarze napierdalają na swoich instrumentach chwilami chyba szlifierką, by za chwilę przejść bardzo naturalnie w mega rytmiczny riff, nie pozostawiający jakiejkolwiek innej opcji niż ruszenie w tan. Niezmiennie wszystko dzieje się na wysokich obrotach, urozmaicanych konkretnym akordowaniem przy którym człowiek łapie się za czuprynę niczym ludek zdobiący okładkę „From Enslavement to Obliteration”, i bynajmniej nie wymieniam tego tytułu na chybił trafił. Inspiracje płynące z wczesnych Napalmów czy Terrorizer są tu nad wyraz słyszalne, ale to przecież żadna nowość. Nie mniej jednak totalnie mnie te wariacje rozpierdalają, tak samo jak wiadrowe chwilami brzmienie beczek czy totalnie dzikie, a zarazem mocno zróżnicowane wokale Pacha, będące niczym nitro wtryśnięte do całości. Ta muzyka ma niesamowity groove, jest bezwzględnie dzika i opętana, zarażająca swoją zwierzęcością w zastraszającym tempie. Posłuchajcie sobie choćby mojego ulubieńca „Zajebię cię” i spróbujcie nie pośpiewać sobie tego mijając na ulicy „ulubionego” sąsiada. No i rzecz o której wspomniałem na samym początku. Każdy następny album chłopaków z Mazowsza jest inny. A każdy rozpierdala z taką samą mocą, pozostawiając po sobie spaloną ziemię. Obok debiutu Kill Division, „Nailed” to w moim rankingu najlepszy album death/grand jaki słyszałem w ostatnim czasie. Tak że ten, co ja chciałem powiedzieć? A, wiem!  Wpierdol jak ta lala!

jesusatan

Hostia przy wsparciu Deformeathing Production nie zwalnia i kuje żelazo, póki gorące. Po niedawnej premierze Epki Ressurected Meat postanowiła ukrzyżować fanów ekstremy nową płytą noszącą tytuł Nailed. Piętnaście dziewięciocalowych gwoździ (tyle jest kompozycji na płycie) miało swoją premierę 4 listopada 2022 w postaci klasycznego jewel case oraz w trzech wariantach winylowych: czarnym, Grimace Purple i Grimace Purple and Gold splatter. Jeżeli ktoś obserwuje profil grupy bądź wytwórni, ten wie, że takie winyle sprzedają się jak piwo w monopolowym w Boże Ciało, więc chętni powinni się śpieszyć.

Od początku istnienia Hostii, jej muzycy kładli nacisk na odpowiedni groove swoich kompozycji. Nawet najszybsze songi były tak skonstruowane, by miały w sobie to „coś”. Zawsze do przodu, ale z sensem i pomysłem. Przy okazji nowego dzieła odnoszę wrażenie, iż aspekt nośności utworów stał się priorytetem. Jako że zespół gra coraz więcej sztuk, możliwe, że postanowił nagrać materiał dobry do gry na żywo. Tak ja odbieram Nailed. Bardzo witalny, nastawiony na kopanie dup ludzi pod sceną bardzo krótkimi, bo nie przekraczającymi dwóch minut seriami z ckm. Dynamika takich kompozycji jak Fake It czy tytułowy Nailed zmusić musi nawet największych malkontentów do kiwania głową w rytm muzyki czy tupania obuwiem w glebę. Cała ta energia okraszona jest gęstymi wokalami Pacha, który dwoi się i troi, by zwiększyć atrakcyjność utworów. Żałuję, że w promo paczce nie było tekstów – patrząc na same tytuły, widać, że autor bawi się mocno słowem i w odpowiednio humorystyczny sposób komentuje patologię rzeczywistości nas otaczającej. Tytuły takie jak Zajebie Cię, Little Priests, Religion of Love czy mój faworyt Polish Black Metal Makes Me Sleepy wskazują na bardzo ciekawą treść liryczną i jak tylko książeczka wpadnie mi w ręce, mam zamiar się z tą treścią zapoznać.

Ciekawi mnie również, co tam Ojciec Dyrektor Pachu wysmaży nam w layoucie płyty. „Kościelny” fiolet na okładce jest równie zaskakujący, co przyciągający wzrok i interesuje mnie, jak koncept będzie rozwiązany we wnętrzu bookletu. Pachu wygrywa często w swoich pracach pomysłem i sądzę, że nie zawiedzie i tym razem.

W przypadku Hostii rozpisywanie się na temat brzmienia płyty uważam już za zbędne. Sound, który wypracowali na poprzednich dziełach, pokazuje jednoznacznie, że wiedzą, co robią i tak jest i tym razem. Nagrania poczynione tradycyjnie w JNS Studio i miks Haldora z Satanic Audio żrą jak komary latem. Mi to siedzi, mi to gra i jak zwykle pod względem jakości otrzymujemy produkt pełny.

Brzeźnicki

1. Ceremony   01:47
2. Stone in the Throat   01:26
3. Religion of Love   01:21
4. Nailed   01:19
5. The Return of the Living   01:34
6. Little Priest   01:21
7. Dad's Stew for Two   01:22
8. Afterlife   01:47
9. Fake It   01:22
10. The Vampire of Barcelona   02:03
11. Polish Black Metal Makes Me Sleepy   01:37
12. Siberian Werewolf   01:46
13. Sister Bernadette   01:24
14. Zajebię cię   01:46
15. Poison Leader   01:43

https://www.youtube.com/watch?v=yxWn7DGvXvs
Hasta la vista, baby!