LECH JANERKAPrawie dwie dekady trzeba było czekać na kolejny zbiór piosenek Lecha Janerki na płycie. I choć muzyka była gotowa już w 2012, to teksty powstawały znacznie wolniej, jak odnotował autor „przez jedenaście lat pisałem słowa w tempie sylaba na tydzień”. Może klucz do zrozumienia sytuacji jest zawarty w dwóch wersach rozpoczynających album „Gipsowy odlew falsyfikatu”: „to wrogie terytorium/konkwista mi wychodzi bokiem”. A przecież dla urodzonego rebelianta, utrata imperatywu nawracania na właściwą drogę, może odebrać motywację do działania. Choć rzeczywistość nigdy nie przestanie dostarczać powodów do gniewu wymiennego na histeryczny śmiech z bezsilności, to można dojść ostatecznie do wniosku, że najlepiej zostawić wszystko za sobą i „odlećmy stąd najbliższym lotem/tam, gdzie gwiazdy nic nie mówią/i nikt nie spyta nas o totem”. I ja doskonale to rozumiem.
Robiąc nic nie musząc Janerka zaśpiewał kilka tekstów spóźnionych o pięć minut jak „Zabawawa” czy odrobinę mniej „Dupa jak sofa” . Jednak niezależnie od werbalnej niepunktualności pojawia się taka sama dzika radość jak niegdyś, gdy w eter płynie natychmiast rozpoznawalny niski tembr głosu wyśpiewujący pieszczotliwie długo wybierane sylaby w obecności charakterystycznego , cholernie atrakcyjnego muzycznego anturażu. Bo potrafi zaskakująco i pięknie zestawiać ze sobą wymuskane sylaby i ubierać je w nuty niekoniecznie ustawione w dwu szeregu. I ta zabawa formą. Czasami jest śmiesznie („Maj (bitu mi tu)”) czasami śmiesznie i jednocześnie poważnie („Dupa jak sofa”) czasami bardziej poważnie gdy świruje świat („Pora na zło”), w całości jest wyśmienicie. „Gipsowy odlew falsyfikatu” jest spełnieniem wszelkich oczekiwań wobec nowej płyty Lecha Janerki, więc odtwarzacz, play i ommmmmm.
Witold Żogała
1984 rok przynosi fanom muzyki nowofalowej jeden z najistotniejszych albumów polskiej muzyki rockowej: “Klaus Mitffoch”. I choć był to jedyny materiał autorstwa zespołu o tej samej nazwie, to pogrubioną czcionką zaznaczył swoją obecność na kartach historii. Dwa lata później premierę miała “Historia podwodna” z wiolonczelą w tle i również okazała się niezaprzeczalnym argumentem na rzecz tezy, że główny mózg operacji, Lech Janerka, nie trafił na scenę przypadkowo i w wyrafinowany sposób robi to, do czego sztuka zobowiązuje. W środowisku artystów jest legendą i nonkonformistą z krwi i kości, a najlepszym tego świadectwem jest najświeższe wydawnictwo w dyskografii pod tytułem “Gipsowy odlew falsyfikatu”, na które przyszło fanom czekać aż 18 lat!
Najnowsze dzieło, które miałem przyjemność niejednokrotnie przesłuchać, utrzymane jest w charakterystycznym dla Janerki klimacie. To album pełen ironicznych i kontrowersyjnych tekstów, które skłaniają do refleksji (“Dupa jak sofa”, “WANNA na WAWELU”) nad kondycją społeczeństwa, politycznym bałaganem i tym jak w ciągłym pędzie zapominamy o nas samych. Wrocławski muzyk niezmiennie nie boi się dotykać gniotących w siedzenie tematów i wyciągać na światło dzienne sprawy, które często są pomijane przez innych artystów, unikających krytycznego tonu (“Pora na zło”, “Zabawawa”). Nie można także pominąć charakterystycznego dla Janerki poczucia humoru, które przeplata się w tekstach i mimo poważnych tematów nadaje lekkości. To jedna z cech, która po tylu latach nie straciła swojego blasku.
Muzycznie “Gipsowy odlew falsyfikatu” prezentuje różnorodność stylów, począwszy od dynamicznych rockowych brzmień, po melancholijne ballady. Nie brak również nowofalowo-punkowych śladów, które urozmaicają zawartość i przypominają delikatnie album z 1984 roku. Janerka zaskakuje swoją wszechstronnością i umiejętnością łączenia różnych elementów muzycznych w spójną całość. To majstersztyk, który potrafi zainteresować zarówno fanów starej szkoły, jak i nowych słuchaczy. Od 40 lat, nie tylko prywatnie, towarzyszy muzykowi Bożena Janerka, która kapitalnie wypełnia przestrzeń swoją wiolonczelą, a jej ekspresja najwyraźniej słyszalna jest w kompozycji “Zabawawa”. Gdybym miał wybierać jeden utwór (a to może nie być takie oczywiste), który najbardziej oddaje styl Janerki, to byłby to “Dupa jak sofa”. Są w nim neologizmy, ukryte dno jak w wierszach Białoszewskiego, a w warstwie dźwiękowej klejąca i rytmiczna linia basu.
Nowy album Janerki to kolejny dowód na to, że nie traci on swojej siły twórczej, a wręcz przeciwnie, nadal potrafi zaskakiwać i inspirować. To twórca, który nie robi niczego na siłę z powodu dmuchającego w kark kontraktu, lecz człowiek dający sobie tyle czasu ile potrzeba, by produkt końcowy był na wysokim poziomie i dopracowany w każdym aspekcie. Dla fanów ambitnej muzyki z przekazem to pozycja obowiązkowa, a dla tych, którzy jeszcze nie mieli okazji poznać twórczości Janerki – doskonały punkt wejścia w świat nietuzinkowej i inteligentnej muzyki rockowej. Po rzetelnym zapoznaniu się z tym krążkiem stwierdzam, że fani z pewnością wybaczą tak długą przerwę, bo zdecydowanie było na co czekać.
Błażej Obiała
..::TRACK-LIST::..
1. Omm
2. Chyba
3. I moll
4. Maj (bitu mi tu)
5. Zabawawa
6. Dupa jak sofa
7. Wanna na Wawelu
8. Pora na zło
9. Lewituj
10. Nie śpię, śpię i nie śpię
https://www.youtube.com/watch?v=mSUZBV8ct44