Autor Wątek: MULK - DWA (2023)  (Przeczytany 443 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Techminator

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 720
    • Zobacz profil
MULK - DWA (2023)
« dnia: Marzec 17, 2024, 14:09:18 »
MULK - DWA

'Jebać homofobów, transfobów, tych, co słabszych dręczyć lubią. Jebać faszystowskie świnie, to i tak trwa już za długo. [...]
Jebać księży pedofili i mnie też jebać, bo nie jestem bez winy.'

Do opisu zawartości płyty można podejść na dwa sposoby. Pierwszy jest niby łatwiejszy, opiera się na spontanicznych skojarzeniach ze współczesną sceną muzyczną, co jednak w efekcie wywołuje lekkie zamieszanie, ponieważ każdy może tu dojrzeć nieco inne zespoły głośnego rocka alternatywnego, w zależności od tego jakiej piosenki słuchamy. Zestawmy ze sobą chociażby: „Gruz300”, „4:33 A.M.”, „Wszędzie naraz” i „Wilk”. No i jaki wspólny mianownik? Tu nie ma kurczowego trzymania się stylistycznego „czegoś”. Oczywiście, zespół ma swój charakter, ale dobrze się czuje w tworzeniu muzyki, a nie stylu. Dlatego drugi sposób wydaje się nieco bardziej trafny, chociaż jest bardziej na okrętkę i wymaga sięgnięcia wstecz o jakieś 50-55 lat. Innymi słowy - tak mogłaby wyglądać współczesna wersja sceny Canterbury. Jakbyśmy nie spojrzeli, mamy tu już cztery ważne składniki - polskojęzyczny głośny rock eksperymentalny. A resztę zwyczajnie trzeba przesłuchać samemu, bo wychodzi nam troszkę w stylu słynnego zappowskiego (swoją drogą pewnie Frank by nie pogardził tym graniem) „tańczenia na temat architektury”.

Odczucia podczas słuchania, siłą rzeczy, będą różne, natomiast nie można odmówić kapeli piekielnie mocnej osobowości, co powoduje, że zespół nie jest przezroczysty. Podkreśla to również stanowcza warstwa tekstowa, która z racji konkretnych postulatów nie przypadnie każdemu do gustu, na całe szczęście.

Całość, mimo wspomnianej różnorodności, brzmi konsekwentnie, nie wybija słuchacza, wręcz ciągnie za sobą, ale nie wierci przy tym uszu chorymi alikwotami. Tworzy puszysty druciany kłębek dźwięków, melodii i słów.

W tym wszystkim kotłuje nasz perkusyjny amant (mùlk z kaszebe) Łukasz Kumański. I nie ma co owijać – wykonuje piekielnie dobrą robotę! Odczucia w odniesieniu do jego gry są niesamowicie ciekawe. Z jednej strony trzyma wszystko w ryzach, z drugiej jednak odnosi się wrażenie, że gdzieś tam sobie wybiega na sekundkę. Tu niby rozpędza się do kotłowaniny, by za chwilę zrobić salto… w bok. Do tego bardzo czujne podkręcanie atmosfery chwili. Granie niekonwencjonalne, niedzisiejsze, ma w sobie dużo z industrialnego bębnienia lat 90, ale nie jest to bębnienie archaiczne. Brzmienie organiczne, przestrzenne. Suche bębny, dobrze korespondują z soczystą blacharką. 

Wrażenia z jazdy: Spójna dawka głośnego polskojęzycznego rocka eksperymentalnego w szerokim instrumentarium i zakresie emocji. Solidne wykonanie i produkcja. Bardzo dobre granie do mniejszych klubów z rozwodnionym piwem, skraplającym się potem na ścianach i wlepkami w kiblu. W tych trzech przypadkach jest to komplement, ponieważ przypomina to piękne czasy koncertowych emocji, radości z tego co się dzieje na scenie, kiedy to nikt nie myślał o tym, by oglądać muzyków przez durny ekran telefonu.

Odcinki specjalne: Jest tego sporo, więc wskażmy tylko kilka. Bardzo fajne groove’iące wejście w „Gruz300”, a zaraz po nim zakręcony niczym kapela Gong „O.K. Doomer”, przyjemne skakanie emocjami w „Wszędzie naraz” i rewelacyjny rozjazd w drugiej części „4:33 A.M.”.

Maciej Nowak

Przy pierwszym albumie dało się nieco przypiłować puzzlom zęby i ułożyć obrazek Mùlk jako zespołu czerpiącego z alternatywnego country, bluesa i innych odmian amerykańskiego folku spowitych odrobiną mroku; przy drugim można stępić cały pilnik, a i tak żaden element nie będzie chciał się połączyć z innym. Jakimś jednak sposobem kiedy porzuci się próby odtworzenia szablonu, wszystko samo zaczyna się układać w spójną całość.

Po zestawieniu afroamerykańskich spiritualsów z black metalem przez Zeal & Ardor, emo z jazzem przez Nu Jazz czy wszystkiego ze wszystkim w hyperpopie, przeskakiwanie pomiędzy skrajnościami samo w sobie stało się odrębną estetyką, uwielbianą przez internet, bo dokładnie pokrywającą się z jego sympatią do wyrazistych skrajności. "Dwa" nie jest jednak koniunkturalną odpowiedzią na trend, bo chociaż - wzorem ulubionej metody analizy Anthony'ego Fantano (w internecie naczelnego kreatora gustów muzycznych) - dałoby się rozkładać utwór po utworze na najdrobniejsze składniki, siłą tego materiału jest spójność wbrew licznym gatunkowym powiązaniom, jakie namnażają się w myślach w trakcie przesłuchiwania go.

Można się głowić, ile jest w "K.O." z którego post-punkowego zespołu z ubiegłego stulecia spośród tych o wścieklejszym usposobieniu, zanim saksofon Jørgena Munkeby'ego wtrąci się i zastąpi skojarzenia freejazzową solówką (najwyraźniej wolny duch udzielił się także jemu, bo z Shining często odgrywa dłuższe dźwięki, nastawione na nastrój, a tutaj bliżej mu do punkowych wcieleń Johna Zorna). Można post-punkowego rodowodu szukać również w "O.K.Doomer", tyle że tego współczesnego, zahaczającego o rock progresywny i jazz, obszernie stosującego śpiewomowę, ale ani u Black Midi, ani u Black Country, New Road nie znajdzie się równie zgrabnych melodii.

Można szukać w pamięci progmetalowego rytmu, do którego równe liczenie byłoby tak samo trudne, jak w "4 33 A.M.", nieprzypadkowo nawiązującym w tytule do Johna Cage'a, jednego z największych orędowników przekraczania barier w grze na perkusji w historii muzyki (albo można posłuchać jedynego albumu nieodżałowanego Proghma-C, gdzie Łukasz Kumański gra w tym meshuggowym stylu przez cały czas), ale zanim wyklaruje się jakakolwiek nazwa, bulgot basu i równe, niemalże marszowe uderzenia w bębny zabierają myśli w kompletnie innym kierunku.

Można "Psa" z gościnnym udziałem Artificialice żenić z Republiką okresu "Nieustannego tanga" i bardziej groove'owym Killing Joke z "Pandemonium", ale nie dojdzie się do żadnych jednoznacznych wniosków przed wejściem przekreślających poszlaki wysokich dźwięków syntezatora - przypominających funky worm - i melorecytowanym, potężnym fragmentem: Jebać homofobów, transfobów, tych, co słabszych dręczyć lubią. Jebać faszystowskie świnie, to i tak trwa już za długo. [...] Jebać księży pedofili i mnie też jebać, bo nie jestem bez winy.

Można "Wszędzie naraz" sparować z Kazikiem Na Żywo i z zaskoczeniem odkryć, że po industrialowym outrze bardziej sensowne wydaje się zestawienie z Ho99o9. Można też ze zdumieniem wsłuchiwać się w gotowy radiowy przebój w postaci zamykającego album "Wilka" (tym razem saksofonowe solo przypomina INXS), ale kiedy po czterdziestu minutach przychodzi chwila refleksji nad całym albumem, a nie nad jego poszczególnymi składnikami, okazuje się, że nic tutaj nie zgrzyta, nie ściera się, nie odznacza kontrastami. Każde skojarzenie, jakie przyjdzie na myśl natychmiast zostaje wrzucone do tygla i dokładnie wymieszane z pozostałymi, a rezultat to muzyka przede wszystkim gorączkowa. Czasami pełna wzburzenia, czasami pełna obaw, a czasami naznaczona obydwoma naraz, bo kiedy Piotr Gibner śpiewa w "K.O.": Nawet ja mam lęki, chociaż jestem twardy, komunikat uderza w bardziej niejednoznaczny ton, niż dowolne gatunkowe odniesienie, jakie na "Dwa" da się odszyfrować.

Być może gdyby do tytułu albumu dopisać tysiące dwudziesty trzeci, byłaby to najlepsza wskazówka, co do jego zawartości. Emocje współdzielone w minionym roku przez wiele osób - wyartykułowane w autentyczny sposób, bez odhaczania obowiązkowych tematów z podręcznika do wyrachowanego tokenizmu - dodają mu refleksyjnego charakteru, ale poddanie się im nie jest obowiązkowe. Jak się wciągnąć na przykład w "Piotrka", potrafi poruszyć i prowokować do wstawiania własnego imienia w ten sam cudzysłów; jeżeli pozostawić go w tle, rozbuja hipnotyzującą partią basu, wokół której orbitują wszystkie inne dźwięki. Cały ten sprzeciw trzydziestoparo- i czterdziestoparolatków, którzy mają do powiedzenia więcej niż fuck the system z jednej strony i więcej niż do you feel like you're irrelevant? z drugiej, nie wydaje się dążyć do zmieniania świata, nie wydaje się wzywać do budowania wspólnoty gotowej do stawienia czoła złu. Nie ma we wkurzeniu Mùlk niczego romantycznego, "Dwa" to przyziemny wyraz niezgody na kierunek, w jakim brnie ludzkość i najsilniej będzie rezonować z innymi już wkurzonymi osobami, które poza gniewem, mają też rachunki do zapłacenia i obiad do ugotowania.

Soundrive

K.O.
Gruz300
O.K. Doomer
4:33 A.M.
Piotrek
Pies
Wszędzie naraz
Wilk

https://www.youtube.com/watch?v=cDpyCGW5OxY
Hasta la vista, baby!